Znowu, znowu zamarzła mi dusza. Leży sobie sama w kącie i prawie wcale się nie porusza. Czasami sobie tylko westchnie cichutko. To chyba jakiś znak, ze ciągle jednak żyje?
Jak ci pomóc ? pytam zatroskana.
A ona zupełnie nic nie chce powiedzieć. Zerknie tylko na mnie jakby z wyrzutem, a w zasadzie to łypie złowrogo poirytowana moim wścibstwem. I bądź tu człowieku mądry. Zupełnie nie wiem jak z nią postępować. Totalna wprost bezradność. Zdarza się, że jest radosna, przyjazna i wesoła, ale zwykle jest bardzo smutna i tak oddalona, ze prawie wcale jej nie widać zza horyzontu. Bywa, ze jest zamyślona i słucha deprymującej muzyki. I na nic zdają się wszelkie prośby, błagania i nawet przekupstwa. Uparta cholera jak diabli.
Czasami zlatują się jej duszowe koleżanki, a ja patrzę jak się mizdrzy, przekomarza i fantastycznie wprost udaje, ze wszystko jest tak, jak powinno być. Stara się być tak samo cool jak one. Zdarza się, że jej zazdroszczą. O gdybyż tylko wiedziały jak jej ciężko i jak nienawidzi tego quasi bytowania, jaka jest niespokojna i rozedrgana, kiedy wychodzą by powrócić do swoich ciał. Obiektywnie dodam, ze jest naprawdę inteligentna i potrafi łatwo, bez większego wysiłku oszukiwać. Nawet te najbliższe i te najukochańsze wyprowadzi w pole. Talent, po prostu talent. Oskar za przedstawienie!
A ja jej powtarzam: „Duszo, duszo opamiętaj się! To jest zgubne”.
„Co ty, głupia babo, możesz wiedzieć ?” odpowiada.
No, właśnie: "Co ?".