Obejrzany, już nie najnowszy film „La vie en rose”, w reżyserii Olivier Dahan, zrobił na mnie, zgodnie zresztą z przewidywaniami, ogromne wrażenie. Piosenki, twórczość, życie prywatne Edith Piaf prześladują mnie w zasadzie od dzieciństwa . Wiele tekstów znam na pamięć i, zgrozo, śpiewam razem z Artystka, (ale raczej kiedy nikogo, oprócz psa, nie ma w domu). Film jest po prostu przepiękny, a odtwórczyni głównej roli ( Marion Cotillard) wprost genialna. Edith Piaf , a w rzeczywistości Edith Giovanna Gassion miała życie tak tragiczne, że mogłoby posłużyć ono jako scenariusz do kilku ciekawych filmów. Bieda, śpiewanie na ulicy, strata dziecka i największej miłości życia, owacje na stojąco w najwspanialszych salach koncertowych, ciężkie choroby „niczyjego dziecka”, fenomenalny glos, narkotyki.…. wszystko razem stanowi poruszający obraz życia cudownej wprost śpiewaczki. Wielkie tragedie i wspaniałe momenty triumfu oraz ukochana przeze mnie piosenka: „Non, je ne regrette rien”.
Ciekawe, która ze współczesnych artystek, bez silikonu, playbacku, mająca wprost fatalny look ,bez operacji plastycznych i innych tego rodzaju wspomagaczy potrafiłaby odnieść podobny sukces i zawładnąć milionami serc ludzkich ?