Wyjechałeś. Wiem, że to konieczne i niby wszystko tak doskonale rozumiem. Ale znowu zostałam sama, a raczej nie tyle sama, co samotna. Bycie samą potrafię, że tak powiem, znakomicie zagospodarować, natomiast bycie samotną raczej mi nie wychodzi. ” Powinnaś się już przyzwyczaić”- mówią przeróżni mądrzy ludzie. Dobre sobie. To tak jakby się przyzwyczaić np. do bólu zęba czy do ogromnego bólu czegoś tam jeszcze. Nienawidzę samotnych wieczorów i nocy, wypijanej w samotności coraz większej ilości lampek wina, rozmów tylko z psem, wsłuchiwania się w każdy szelest i szmer. I to nie tak, że się jakoś specjalnie boję czy niewiadomo czego obawiam po prostu…… wszystko nagle przestaje mieć jakikolwiek sens i znaczenie; “Erzac, cholera, nie życie”.
Dokładnie.
Choruję chronicznie na pewien rodzaj totalnego uzależnienia i prawdę mówiąc, mam nadzieję, że się nigdy z niego nie wyleczę. Chociaż istotnie dokucza to schorzenie diabelnie mocno i naprawdę boleśnie daje się we znaki. Najukochańsza z poetek pisała:
„Gdy się miało szczęście, które się nie trafia:
czyjeś ciało i ziemię całą,
a zostanie tylko fotografia,
to – to jest bardzo mało….”.
Ale…. jeszcze tylko 62 godziny i będziesz w domu z powrotem.
Mimo wszystko, życzę dobrej nocy wszystkim samotnikom.