Za oknem czarna noc. Bardzo, ale to bardzo cicho. Prawie wcale nie słychać u nas samochodów. Gdzieś w oddali cichutko, ledwie słyszalnie szumi autostrada. W sypialni jest chłodno i bardzo ciemno. Bardzo rzadko włączamy tutaj ogrzewanie, a dokładnie opuszczone żaluzje idealnie izolują nas od świata zewnętrznego. Łóżko jest duże, materace super wygodne, a obok pochrapuje najukochańszy na świecie człowiek. Wymarzone wprost warunki do spania i odpoczynku. Słyszę na dole „stukającego” pazurkami po podłodze psa. Czyżby on także nie mógł spać? W końcu psy stają się podobne do swoich właścicieli…… lub może wręcz odwrotnie? Sama nie wiem.
Przewracam się z boku na bok starając się przyjąć jakąś korzystną pozycję. Pozycję, w której chociaż trochę przestanie mnie boleć. Na nic. Wszystko na nic. Tik tak, tik tak. Wsłuchuję się w tykanie zegara. Przecież to takie nudne i takie monotonne! Chyba to dobrze, że nie jestem zegarem. Dopiero druga w nocy. Tak strasznie daleko do rana. Tik tak. Mam nadzieję, że minęła wieczność, a to tylko 15 minut. Boże, jakże ten czas niemiłosiernie się dłuży!
Staram się leżeć raczej nieruchomo i robić jak najmniej hałasu. Wiem, że jutro musisz wstać i iść do pracy. Przenoszę się myślami w inny, lepszy, wyimaginowany świat. Ćwiczę to już od bardzo, bardzo dawna, ale niestety metoda sublimacji tej nocy nie działa.
Wstaję cichutko i biorę kolejne prochy przeciwbólowe. Tik tak, tik tak. Zwariować można od tego tykania. Wiem z doświadczenia, że poczuję zbawienne działanie zawartej w tabletkach morfiny za kilka minut. Znowu i znowu tik tak. A może to zegar się zepsuł? Jestem już najzwyczajniejszym w świecie narkomanem. Tik tak, tik tak. Czekam w skupieniu na działanie tabletek.
Dlaczego to trwa tak długo?