Archiwum dnia: 13 lutego, 2009

Rezygnacja-degradacja.

                                     Z powodu trwającej już ponad 6 tygodni rekonwalescencji musiałam zrezygnować z: dalszej nauki języka włoskiego, świętowania, obchodzenia Sylwestra, sexu, logicznego myślenia, spacerów z psem, trzech wcześniej zaplanowanych spotkań z przyjaciółmi, czytania książek, analizowania faktów, wyjazdu do Paryża w celu obchodzenia urodzin mojego Męża, cieszenia się ( choćby minimalnie)życiem, chodzenia do kina, przebywania tam gdzie trzeba dłużej siedzieć, spania w nocy, prowadzenia chociażby w małym stopniu aktywniejszego życia.

                            Zgrzeszę teraz, parafrazując trochę Najukochańszą z poetek:

 „ Zmęczona ledwie idę,

na kiju się opieram,

przejechana przez życie

jak przez złego szofera.

……

Jestem złamana, pogięta,

pocięta, poorana,

i tylko moja kobiecość

to zagojona rana”.

                                    

                               Nic tylko teraz przychodzi mi do głowy jedna myśl: może najwyższy czas zrezygnować z samej siebie?