Archiwum dnia: 8 października, 2009

Kwintesencja lata.

              Nareszcie skończyło się lato. Mam nadzieję, że tego roku już bezpowrotnie. I to wcale nie są żarty.

             – może w końcu przestanie słońce razić mnie w oczy oraz świecić mi bezpośrednio w twarz

            – może w końcu nie będę się potykać o ludzi, którzy zapomnieli, że dawno, dawno temu wymyślono dezodorant

            – może w końcu zostanie mi oszczędzony widok mężczyzn w krótkich spodniach z których wystają koszmarne, kudłate i często krzywe nogi

            – może nareszcie przestanie mi się rozmywać makijaż

            – może nareszcie słońce przestanie jasno świecić i wreszcie nie będzie widać, że mamy brudne okna

            – może nareszcie zostaną pozasłaniane różnorodne celulity, liszaje, wypryski, wałki tłuszczu i inne, podobne cuda

            – może wreszcie jazda nie klimatyzowanym autobusem przestanie być torturą

            – może wreszcie będę mogła zakładać moje ukochane kurteczki, marynarki, żakiety i szale (a tych ostatnich mam ok. 45 sztuk)

            – może wreszcie nasz pies zechce wychodzić z powrotem ochoczo na spacer

            – może w końcu będzie można zapalić ogień w kominku

            – może wreszcie rolnicy przestaną narzekać, że jest zbyt sucho (i zaczną narzekać, że jest zbyt mokro)

            – może nareszcie lasy przybiorą moje ukochane barwy

            – może wreszcie zdechną wszystkie komary i inne paskudztwa

            – może nareszcie trawa w ogrodzie przestanie rosnąć jak szalona i mąż przestanie narzekać, że musi zbyt często ją kosić

            – może w końcu przestanę być zmuszana do oglądania zdjęć z wakacji gdzie dwoje rozlazłych grubasów leży na basenie w np. Egipcie oddając się słodkiemu nieróbstwu

            – może nareszcie poranne promyki przestaną mi świecić w oczy kiedy przypadkiem niedokładnie opuszczę żaluzje

            – może w końcu będę czasami mogła olać depilowanie i wyhodować sobie, w najgłębszej tajemnicy, jakiegoś kłaka na łydce

           – może w końcu przestanie mi się pocić twarz; tak, oprócz różnorodnych innych cudów, natura wyposażyła mnie w taką przypadłość, że poci mi się głównie, a w zasadzie tylko, właśnie twarz. Są produkty zapobiegające poceniu się np. stóp, czy pach, ale nie ma niczego na moją przypadłość

           

          – może w końcu skończę pisać te pierdoły i pójdę sobie popatrzeć za okno gdzie właśnie pada deszcz, wieje wiatr i jest całkiem chłodno.