Codzienna i uciążliwa. Czasami wygrana, czasami przegrana. Walka nie o zaszczyty, nie o pieniądze, uznanie czy prestiż. Nic z tego. Beznadziejna, codzienna walka z moim ciałem o wstanie z łóżka. Tak prozaiczna, że chyba nawet trochę śmieszna.
Zasnęłam około godziny 03.00. nad ranem. Obudziłam się o 05.00. z powodu ogromnego bólu. Po łyknięciu niedozwolonej, podwójnej dawki leków, spałam jak nieprzytomna do 09.00. Nie słyszałam nic, absolutnie nic i nikogo. Taki wymuszony farmakologicznie sen nie jest zdrowy i nie daje żadnego wypoczynku. Niestety. Nawet teraz z trudem kontaktuję i ciężko zbudować mi jakieś konkretne zdania. Po raz pierwszy, nad ranem zdrętwiała mi prawie cała, lewa połowa mojego cudownego ciała. Na razie nie wiem co to oznacza. Na razie nie chcę także tego wiedzieć.
Cholera.