Czyli mnie. Jestem zmęczona od bycia wiecznie zmęczoną. Męczy mnie, że nic nie możemy na 100% zaplanować, ponieważ nigdy nie wiadomo jak się będę czuła, nie wiadomo, czy będę w stanie gdzieś pójść lub pojechać. Nie wiadomo nawet czy będę w stanie zwlec się z łóżka o jakieś określonej godzinie. Ileż razy można „coś” w nieskończoność przekładać? Ileż razy można wiecznie zmieniać plany? I swoje i innych przy okazji? Chciałabym polecieć do Polski odwiedzić moją mamę, którą widuję tylko na Skypie, ale boję się zaplanować wyjazd. Chciałabym i to, i tamto, a moje ciało bezlitośnie koryguje plany bez żadnej konsultacji ze mną. A przecież to ja jestem jego właścicielką, a nie odwrotnie do jasnej cholery. Nigdy nie mogę przewidzieć jaki będzie następny dzień. Naprawdę nigdy. Pomimo lekarstw, zabiegów, operacji, pomimo znakomitych specjalistów…. . Męczy mnie nawet czasami pisanie tego bloga. Paranoja?
Ja rozumiem, że wszyscy miewają gorsze i lepsze dni, że wszyscy CZASAMI chorują, ale bycie chorym przez cały czas, bycie chorym zawsze i wszędzie może doprowadzić do obłędu. Dziwię się, że jeszcze nie całkiem zwariowałam. Albo tak mi się tylko wydaje.
Śnieg się stopił, a więc byłam w stanie wyjść z domu, ale już nie byłam w stanie do niego wrócić. Musiałam wziąć taksówkę, aby ledwo się z niej wygramolić. Chodziłam tylko przez jakąś godzinę. Frustracja, frustracja i jeszcze raz frustracja. Nie wiem czy czasami jest lepiej wyć czy przeklinać ze złości.
Takie quasi, spieprzone życie zawężone do trywialnych, malutkich problemów malutkiego, chorego człowieka. A takie kiedyś miałam plany na przyszłość. Tyle dyplomów marnuje się w szufladach. Wszystko na nic, wszystko pokryte kurzem i zapomniane. Makulatura. Najgorsze jednak w tym wszystkim jest to, że niejako przy okazji schrzaniam życie fantastycznemu facetowi. Wprawdzie na jego własne życzenie, ale moje poczucie winy za istniejący stan rzeczy jest ogromne i przytłaczające, chociaż dla innych być może irracjonalne.
To może zabrzmi dziwnie, ale czasami żałuję, że nie jestem sama na tym świecie i że właśnie ta jedna jedyna sprawa powstrzymuje mnie od wzięcia spraw w swoje ręce. Cokolwiek to oznacza.