Okiełznanie samotności. Science fiction? Czy to w ogóle jest możliwe?
I czy ktoś może wie jak to zrobić?
Próbowałam już tak w zasadzie wszystkiego. Byłam np. BARDZO zajęta. No i co z tego? Wieczorem i tak przyszedł ten tragiczny moment, kiedy samotność dopadła mnie nagle i bez żadnego uprzedzenia. Tak znienacka, kiedy prawie wydawało mi się, że to ja jestem tym razem górą. Nie pomagają spotkania z przyjaciółmi czy z rodziną. Wszyscy oni wcześniej czy później muszą przecież wrócić do swoich domów. Próbowałam kiedyś wyjechać na weekend z moją naprawdę serdeczną znajomą i chociaż wyjazd był rzeczywiście udany to i tak gdzieś w środku nocy zaczęłam odczuwać to tak dobrze znane ssanie w żołądku. Na nic dobry hotel, pejzaże, widoki, wizyta w muzeum czy smaczny obiad w restauracji.
Nie pomagają książki czy filmy. Ba, czasami działają wręcz odwrotnie tzn. nastrajają mnie tak kiczowato – sentymentalnie, że aż mnie litość wtedy ogarnia nad samą sobą, kiedy tak z boku na siebie patrzę. Owszem działa alkohol, ale na krótko i z wiadomymi skutkami ubocznymi. Zresztą i tak piję za dużo wina. Mam już tak prawdę mówiąc wystarczająco dużo problemów, aby jeszcze dodatkowo wpędzić się w alkoholizm.
No ludzie. Wyczerpałam już chyba wszystkie znane mi triki psychologiczne pomagające podobno uporać się z samotnością i nic. Napiszę więc zwyczajnie: MĘŻU WRACAJ DO DOMU.