Mama czuje się lepiej i wyszła już ze szpitala. Tzw. nisza wrzodowa (nigdy przedtem o czymś takim nie słyszałam) goi się samoistnie i niepotrzebna jest operacja. „Twój ojciec jeszcze będzie musiał na mnie trochę poczekać” poinformowała mnie na Skype. Swoim zwyczajem trochę sarkastycznie, ale to oznacza, że naprawdę lepiej się aktualnie czuje.
Ufff.
Tona kamieni spadła z mojego żołądka na ziemię, a zmrożona strachem krew zaczęła krążyć z powrotem. Jestem ogólnie rzecz biorąc panikarą, ale tym razem ten wewnętrzny u niej krwotok mógł się zakończyć katastrofalnie. „…Quid enim est novi hominem mori, cuis tota vita nihil aluid quam ad mortem iter est?” Czyli Seneka ” …Cóż w tym niezwykłego, że umiera człowiek, którego całe życie nie jest niczym innym jak tylko drogą ku śmierci ? „
Wiem, że wszyscy zmierzamy ku śmierci, ale niektórzy ludzie wydają się być wieczni. Zawsze byli, zawsze są i zawsze powinni być. Taki constans. Jakaś wartość niezmienna, stała i w jakimś sensie niepodważalna. Nawet w dorosłym życiu. Chyba przede wszystkim dotyczy to naszych matek.