Jak ośmieszany Don Kichot walczę z chorobą stojąc cały czas na straconej pozycji. I choroba, i ja doskonale wiemy kto w rezultacie jest zwycięzcą. Ona ze swej strony czasami łaskawie i pogardliwie pozwala wygrać mi jakąś bitwę wiedząc doskonale, że wojnę ma i tak wygraną. W tej nierównej walce nie dałabym rady bez wsparcia wielu, ale to naprawdę wielu ludzi.
Napiszę trochę o jednym z nich, a mianowicie o moim kinezyterapeucie. Poznaliśmy się jakieś 12 lat temu i od tej pory był moim niezawodnym sprzymierzeńcem. Uczył się, pomagał, angażował. Przez cały czas się dokształcał, aby wydajniej i efektywniej ulżyć mi w cierpieniu. Po każdej operacji dzwonił lub odwiedzał mnie w szpitalu. Zupełnie bezinteresownie. Zaprzyjaźniliśmy się.
Aaaaaa…… że co, że to nieprofesjonalne z jego strony? Być może. Niech żyje więc tego rodzaju nieprofesjonalizm. Przy okazji potwierdzam, że i owszem przyjaźń pomiędzy kobietą i mężczyzną bez seksualnych podtekstów JEST możliwa. Spotykaliśmy się regularnie około 2 – 4 razy w tygodniu i w trakcie zabiegów okazji do rozmowy było naprawdę sporo, a że oboje lubimy gadać czas mijał nam bardzo szybko. Jakieś 8 lat temu ożenił się, a ja ze swej strony dzielnie sekundowałam, jak do tej pory bezskutecznym 5 letnim, staraniom o dziecko. W międzyczasie jego żona zrobiła specjalizację z pediatrii i nie widząc dla siebie miejsca w tutejszym szpitalu rozesłała CV po całym świecie. Przyjęła propozycję z Ottawy. Wyjechała na 3 miesięczny próbny staż, który okazał się zgubny dla mnie. Po tych trzech miesiącach okazało się, że w porównaniu z kanadyjską, flamandzka służba zdrowia jest beznadziejnie skostniała, zapyziała i konserwatywna, a pacjent jest traktowany przedmiotowo. Btw, moje wrażenia są zupełnie odmienne, no ale ja nigdy nie leczyłam się w Kanadzie. W najbliższą sobotę wyjeżdżają oboje na 5 lat.
Pieter, jak pałeczkę, przekazał mnie swojemu koledze po fachu. Wczoraj spotkaliśmy się po raz pierwszy i chociaż pierwsze wrażenie jest całkiem pozytywne, potrzebuję czasu na oswojenie się z rzeczywistością.
No cóż, nie będę ukrywać, ze boleśnie przeżywam to rozstanie. Czuję jakbym straciła nie tylko znakomitego specjalistę, ale także dobrego i oddanego przyjaciela.