Archiwa miesięczne: Marzec 2011

Smuteczek.

                          Od przedwczoraj, zgodnie z planami, powinnam być w Polsce. Tak bardzo chciałam tam być!

Niestety, jak zwykle, musiałam zmienić swoje plany. Czuję się źle i nie jestem w stanie sama polecieć. Tak sobie pochlipuję tutaj, pod Brukselą, a moja mama tam w Rybniku.

Ach życie moje….

 

Próżność (słusznie) ukarana.

                                        Obudziłam się dzisiaj rano z twarzą wielką, czerwoną i spuchniętą. I nie, nie jest to jakaś straszna odmiana jakieś strasznej choroby. Nie, to zwyczajnie moja głupota. Od stuleci używam kremów polskiej produkcji „Lirene”. Świetne, dobre, wydajne i bardzo tanie. Przywożę sobie zwykle cały ich zapas, a w sytuacjach kryzysowych ratuje mnie mama z siostrą. Dzięki tym kremom wyglądam pięknie, atrakcyjnie i młodo:)))

       
                                     Niestety diabeł podkusił mnie i kupiłam inny krem znanej i skąd innąd dobrej marki „Clinique” (używam np. ich podkładów – rewelacja). Wydałam kupę forsy i efekt jest, jaki jest. Moja próżność została słusznie ukarana. Na dodatek w sobotę mamy gości na obiedzie i nie wiem jak moja twarz będzie się wtedy prezentować.

                                    Dzisiaj mam jeden z tych dni kiedy naprawdę chciałabym nosić burkę i wyglądać tak:

Proznosc.

 

Egoizm.

                                     Czyż nie świadczy to dobitnie o mojej małości, egoizmie i ciasnocie umysłu użalanie się na blogu nad moimi bolączkami i słabościami, kiedy dosłownie w ułamku sekundy tysiące ludzi, zwierząt, domów i samochodów nagle zniknęło z powierzchni ziemi?

                         Tacy jesteśmy dumni i pysznimy się naszą wspaniałą cywilizacją, a tymczasem jeden z najbogatszych i najlepiej zorganizowanych krajów świata nie dał sobie rady. Japonia była podobno bardzo dobrze przygotowana na tego rodzaju katastrofę.

Czymże jest mój mały dramat w porównaniu z dramatem np. tych, którzy pozostali i stracili wszystkich i wszystko?

 

Prośba. 25

                      Gorąca.

Bardzo usilnie proszę automatycznie NIE utożsamiać niesprawności ruchowej z niesprawnością intelektualną. Naprawdę bardzo proszę tego nie robić! Szczególnie proszę tych, którzy są święcie przekonani, że oni sami przez całe życie będą zupełnie zdrowi i że np. żaden wypadek samochodowy nigdy się im nie przydarzy.

                  Nam, chorym ludziom jedno kalectwo w zupełności wystarczy.

 

Chora nie znaczy gorsza.

                                        Chora czy zdrowa, pokraczna lub nie staram się jakoś wyglądać. Będąc częstym gościem w szpitalach często widzę zaniedbanych, schorowanych ludzi. Zaniedbanych, ponieważ nie mają już siły o siebie zadbać, ponieważ nie mają już dla kogo schludnie wyglądać lub często czekają już tylko na śmierć. Wymęczeni bólem stają się apatyczni, smutni i pogrążeni w swoim świecie i w swoim cierpieniu. Przyznaję, że sama miewam, i to całkiem często, takie momenty. Generalnie moja indywidualna walka z chorobą to także właśnie ubiór, makijaż czy podążanie za kanonami mody, chociaż bez ślepego posłuszeństwa. Staram się, także w wyglądzie, jednak być sobą i nie koniecznie wyglądać jak sklonowana. Doceniam i autentycznie podziwiam indywidualny smak i gust.

 Wmawiam sobie każdego dnia, powtarzam wręcz jak mantrę, że chora nie znaczy gorsza.

Chora nie znaczy gorsza.

                                        Poruszam się z widocznym trudem, ale idę do sklepów i szukam odpowiednio pasującej apaszki, butów czy swetra. Kosztuje mnie to naprawdę sporo samozaparcia, energii i wielkiego, wielkiego wysiłku. Na szczęście nowoczesna buty ortopedyczne sa naprawdę ładne i w niczym nie przypominają tych sprzed lat. Mają jednak jedną, wielką wadę: cenę. Z uporem maniaka robię manicure i pedicure na schorowanych kończynach. Dużą wagę przywiązuję do harmonii kolorystycznej oraz do jakości ubrań. W zasadzie jestem zwolenniczką i propagatorką stylu „less is more” nie dla mnie więc wzorzyste sukienki, koronki czy zbyt duża ilość biżuterii. Jeden diament na palcu całkowicie wystarcza 🙂 Rzadko (chyba zbyt rzadko) chodzę do kosmetyczki i to w zasadzie głównie po to, aby w końcu ktoś się mną zajmował dla przyjemności, a nie z konieczności.

                                       Właśnie ostatnio zauważyłam, że wraca do łask kolor brązowy i różnorakie jego odcienie. Zawsze mi się wydawało, że brąz postarza więc raczej unikałam dość skutecznie tego koloru. Ale może warto spróbować? Bo przecież chora nie….. .

 

Leczenie bólu.

Leczenie bólu – Przewlekły ból można skutecznie leczyć

Leczenie przewlekłego bólu bez skutków ubocznych już niedługo może stać się możliwe – przekonują naukowcy ze Szwajcarii na łamach pisma „Nature”. Badacze odkryli, że potencjalnym celem takiej terapii mogą być dwie podjednostki budujące receptor GABA A w rdzeniu kręgowym. Hanns Zeilhofer wraz z zespołem z Uniwersytetu w Zurichu odkrył, że oddziaływanie lekiem na dwie podjednostki budujące receptor dla neuroprzekaźnika

 

GABA skutecznie leczy ból, a jednocześnie nie zaburza zdolności ruchowych u myszy. Naukowcy dowiedli, że taka terapia nie uzależnia i nie wywołuje tolerancji na lek, co jest poważnym problemem w przypadku większości współczesnych leków przeciwbólowych. Badacze wykazali również, że aktywność regionów mózgu związanych z emocjonalnym odczuwaniem bólu u szczurów, jest znacząco obniżona podczas leczenia nową metodą. (PAP)

 

 

Leczenie bolu.

 

 

Kanada pachnąca smutkiem.

                           Jak ośmieszany Don Kichot walczę z chorobą stojąc cały czas na straconej pozycji. I choroba, i ja doskonale wiemy kto w rezultacie jest zwycięzcą. Ona ze swej strony czasami łaskawie i pogardliwie pozwala wygrać mi jakąś bitwę wiedząc doskonale, że wojnę ma i tak wygraną. W tej nierównej walce nie dałabym rady bez wsparcia wielu, ale to naprawdę wielu ludzi.

                   Napiszę trochę o jednym z nich, a mianowicie o moim kinezyterapeucie. Poznaliśmy się jakieś 12 lat temu i od tej pory był moim niezawodnym sprzymierzeńcem. Uczył się, pomagał, angażował. Przez cały czas się dokształcał, aby wydajniej i efektywniej ulżyć mi w cierpieniu. Po każdej operacji dzwonił lub odwiedzał mnie w szpitalu. Zupełnie bezinteresownie. Zaprzyjaźniliśmy się.

                  Aaaaaa…… że co, że to nieprofesjonalne z jego strony? Być może. Niech żyje więc tego rodzaju nieprofesjonalizm. Przy okazji potwierdzam, że i owszem przyjaźń pomiędzy kobietą i mężczyzną bez seksualnych podtekstów JEST możliwa. Spotykaliśmy się regularnie około 2 – 4 razy w tygodniu i w trakcie zabiegów okazji do rozmowy było naprawdę sporo, a że oboje lubimy gadać czas mijał nam bardzo szybko. Jakieś 8 lat temu ożenił się, a ja ze swej strony dzielnie sekundowałam, jak do tej pory bezskutecznym 5 letnim, staraniom o dziecko. W międzyczasie jego żona zrobiła specjalizację z pediatrii i nie widząc dla siebie miejsca w tutejszym szpitalu rozesłała CV po całym świecie. Przyjęła propozycję z Ottawy. Wyjechała na 3 miesięczny próbny staż, który okazał się zgubny dla mnie. Po tych trzech miesiącach okazało się, że w porównaniu z kanadyjską, flamandzka służba zdrowia jest beznadziejnie skostniała, zapyziała i konserwatywna, a pacjent jest traktowany przedmiotowo. Btw, moje wrażenia są zupełnie odmienne, no ale ja nigdy nie leczyłam się w Kanadzie. W najbliższą sobotę wyjeżdżają oboje na 5 lat.

                    Pieter, jak pałeczkę, przekazał mnie swojemu koledze po fachu. Wczoraj spotkaliśmy się po raz pierwszy i chociaż pierwsze wrażenie jest całkiem pozytywne, potrzebuję czasu na oswojenie się z rzeczywistością.

                    No cóż, nie będę ukrywać, ze boleśnie przeżywam to rozstanie. Czuję jakbym straciła nie tylko znakomitego specjalistę, ale także dobrego i oddanego przyjaciela.