Chora czy zdrowa, pokraczna lub nie staram się jakoś wyglądać. Będąc częstym gościem w szpitalach często widzę zaniedbanych, schorowanych ludzi. Zaniedbanych, ponieważ nie mają już siły o siebie zadbać, ponieważ nie mają już dla kogo schludnie wyglądać lub często czekają już tylko na śmierć. Wymęczeni bólem stają się apatyczni, smutni i pogrążeni w swoim świecie i w swoim cierpieniu. Przyznaję, że sama miewam, i to całkiem często, takie momenty. Generalnie moja indywidualna walka z chorobą to także właśnie ubiór, makijaż czy podążanie za kanonami mody, chociaż bez ślepego posłuszeństwa. Staram się, także w wyglądzie, jednak być sobą i nie koniecznie wyglądać jak sklonowana. Doceniam i autentycznie podziwiam indywidualny smak i gust.
Wmawiam sobie każdego dnia, powtarzam wręcz jak mantrę, że chora nie znaczy gorsza.
Chora nie znaczy gorsza.
Poruszam się z widocznym trudem, ale idę do sklepów i szukam odpowiednio pasującej apaszki, butów czy swetra. Kosztuje mnie to naprawdę sporo samozaparcia, energii i wielkiego, wielkiego wysiłku. Na szczęście nowoczesna buty ortopedyczne sa naprawdę ładne i w niczym nie przypominają tych sprzed lat. Mają jednak jedną, wielką wadę: cenę. Z uporem maniaka robię manicure i pedicure na schorowanych kończynach. Dużą wagę przywiązuję do harmonii kolorystycznej oraz do jakości ubrań. W zasadzie jestem zwolenniczką i propagatorką stylu „less is more” nie dla mnie więc wzorzyste sukienki, koronki czy zbyt duża ilość biżuterii. Jeden diament na palcu całkowicie wystarcza 🙂 Rzadko (chyba zbyt rzadko) chodzę do kosmetyczki i to w zasadzie głównie po to, aby w końcu ktoś się mną zajmował dla przyjemności, a nie z konieczności.
Właśnie ostatnio zauważyłam, że wraca do łask kolor brązowy i różnorakie jego odcienie. Zawsze mi się wydawało, że brąz postarza więc raczej unikałam dość skutecznie tego koloru. Ale może warto spróbować? Bo przecież chora nie….. .