Wokoło mnie przepiękna wiosna. W nocy spadł deszcz i cudnie wykąpał wszystkie drzewa i rośliny. Pięknie umył trawę. Jest chłodno i rześko, czyli dokładnie tak jak lubię.
U nas powstał domek ogródkowy. Sama go zaprojektowałam i wymyśliłam, a polscy (a jakże!) robotnicy wykonali. Wygląda super i jest naprawdę uroczy i oryginalny. Bez fałszywej skromności mogę powiedzieć, że jestem z niego autentycznie dumna. Cały w kolorach cappucccino – kawowym. Patrzę sobie na niego przez kuchenne okno i podziwiam.
A u mnie jakiś dół i to prawdziwie głęboki. Prawie dna nie widać. Ciężko i mroczno na duszy. Wydaje mi się, że połknęłam kamień lub nawet olbrzymi głaz. Tak w zasadzie bez istotnego powodu. Fizycznie czuję się źle, czyli normalnie, ale bywało już znacznie, znacznie gorzej.
Cholera, co jest?