O rodzinie, o jej znaczeniu i ogromnej wartości tyle się pisze, śpiewa, rozmawia….. A ja nie wiem dlaczego, ale moja rodzina przeważnie mnie irytuje.
Może dlatego, że widzimy się zbyt rzadko? A może to ja jestem zbyt wymagająca i mało tolerancyjna? Może ja się zwyczajnie nie nadaję do rozbudowanego, rodzinnego życia i się po prostu czepiam? Cholera wie.
Denerwuje mnie, że człowiek widzący mnie raz na dwa lata w pierwszych słowach mówi:” Ależ ty jednak fatalnie chodzisz”. Mówi to z wyraźną dezaprobatą i niesmakiem. Dzięki serdeczne drogi wujku. Denerwuje mnie, że babcia mówi do 3 letniego wnuczka: „Kradnij w życiu ile możesz, gdyż inaczej się nigdy nie dorobisz”, a inni włącznie z rodzicami dziecka się tylko śmieją i nikt nie reaguje.
Denerwuje mnie, że pomimo tego, iż większość zna tylko jeden język to jeszcze tragicznie go wprost kaleczy.
Starsze panie w mojej rodzinie, pomimo wystarczających środków finansowych, chodzą ubrane jak najprawdziwsze stare baby, staromodnie i niegustownie, i generalnie każda z nich, chociaż jest dopiero po 50 ma tak naprawdę około 80 lat. Jeden z wujków przyszedł na spotkanie w niby białym podkoszulku na ramiączkach. Inni, jak w wojsku, jak jeden mąż ubrani w identyczne kamizelki, sandały i skarpety. No ludzie. Na świecie istnieje naprawdę jakaś moda.
Nie ukrywam, iż troszkę mnie dziwi, że (podobno) bardzo oczekiwani i wielokrotnie zapraszani goście przyjmowani są w np. poplamionych fartuchach czy w czymś w rodzaju piżamy (siostro moja najukochańsza!). Nie oczekuję od nikogo wdziewania na mój przyjazd strojów wieczorowych, ale chociaż ODROBINA staranności by się jednak przydała.
Denerwuje mnie, że wszyscy mówią nieustannie, głośno i nikt nikogo tak naprawdę nie słucha. Chwila refleksji, porozumienia czy głębszego zrozumienia jest generalnie niemożliwa. A szkoda, wielka szkoda. Nie lubię powierzchowności i powierzchownych ludzi.
Denerwuje mnie, że kupowane i starannie wybierane przeze mnie prezenty czasami zostają rzucone do garażu i nawet nie zostają otwarte. Szkoda mojego zachodu, moich schorowanych nóg i moich pieniędzy.
Istnieje ponadto w rodzinie jakaś taka niezdrowa konkurencja o to, kto jest bardziej chory. Długie litanie schorzeń i chorób są precyzyjnie i z lubością opowiadane, i za wszelką cenę muszą przebić się na czoło rodzinnego rankingu. Doszłam do wniosku, że najzdrowsza to chyba jestem ja.
Denerwuje mnie, że mnie to wszystko denerwuje. Czas zająć się swoimi sprawami i przestać zatruwać sobie życie, gdyż „niepodobna bowiem kochać ludzi takimi jakimi są, a jednak trzeba” (F.Dostojewski).