Archiwum dnia: 1 września, 2011

Przewietrzyłam sobie głowę.

                                   Na tych wakacjach i mam nadzieję, że na jakiś czas tak pozostanie. Zdrowotnie  zaliczyłabym je do bardziej udanych i jestem najszczęśliwszą osobą pod słońcem mogąc coś takiego napisać. Czułam się, JAK NA MOJE STANDARDY, bardzo dobrze. Jedynie podroż powrotna dała mi się we znaki. Ale nic to!

                              Najpierw pojechaliśmy w góry do Sachsen, czyli do Saksonii. Z moich obserwacji wynika, że pieniądze płynące z Unii nie są tutaj absolutnie marnowane. Infrastruktura jest po prostu świetna, jest czysto, porządnie i trudno odnieść wrażenie, że się jest w byłym NRD. Ani śladu dawnych, komunistycznych zachowań w sklepach czy w restauracjach. W tych ostatnich, w porównaniu z Belgią jest tanio chociaż jedzenie, jak to w Niemczech, jest mało wysublimowane.

                                     Sporo pięknych architektonicznie, starych domów, które świadczą o dużej, dawnej zamożności tego regionu. Są, niestety, także te zaniedbane i do kupienia za bezcen. Jak ktoś ma zbyt dużo niepotrzebnej kasy to polecam, gdyż jestem pewna, że te ceny pójdą, i to szybko, w górę.

                                    Zastanowiła mnie duża liczba otyłych ludzi na ulicach. No, ale skoro co kilka kroków jest jakaś Eis-cafe to być może jest to jak najbardziej normalny stan rzeczy.

                                   W miejscowości Klingenthal przekroczyliśmy granicę z Czechami. A tam najprawdziwszy koszmar. Czas stanął w miejscu. Brzydko i brudno. Także w sklepach obsługa jak za dawnej, głębokiej komuny. Autochtoni nieprzyjemni i nie umyci i niech nikt mi nie wmawia, że to z biedy. W sklepowych koszykach widziałam butelki z piwem i z winem, i ani jednego mydła. Ohyda.

                                  Za to w innym miejscu w Czechach Františkovy Lázně najprawdziwsza perełka. Cudo! Cudo! Cudo!

                                 Ostatnie 10 dni wakacji spędziliśmy na Dolnym Śląsku w miejscowości Sulistrowiczki. Zaprosiliśmy tam trochę rodziny i dawnych przyjaciół. Wszystko, pomimo moich dużych obaw, udało się świetnie, bezkonfliktowo i na wesoło. O infrastrukturze w Polsce pisać nie będę. Kto mieszka ten wie, a kto nie wie to niech lepiej tak pozostanie.

                                  Wiele jednak miłych niespodzianek odkryłam w kraju jak chociażby wyśmienite jedzenie (i to za każdym razem) i miła, kulturalna i, co najważniejsze, profesjonalna obsługa w knajpach. Zauważyłam także bardzo pozytywne zmiany dotyczące standardów zachowań kierowców na drogach.

                                 Przez prawie trzy tygodnie deszcz padał tylko dwa razy, a w Polsce panowały temperatury do 34 st.
Trochę za ciepło jak dla mnie…….. ale:

„Oto
widzisz, znowu idzie jesień,

człowiek tylko leżałby i spał…

Załóżże twój szmaragdowy pierścień:

blask zielony będzie miło grał.

Lato się tak jak skazaniec kładzie

pod jesienny topór krwawy bardzo –

a my wiosnę widzimy w szmaragdzie,

na pierścieniu, na twym jednym palcu”

      

                                           (K.I.Gałczyński).