Niedawno pisałam, że czuję się lepiej. Tak więc zainspirowana tym wydarzeniem postanowiłam wrócić na moje studia, na język włoski. Dyplomów mam wprawdzie co niemiara, ale co tam. Leżą sobie ślicznie w szufladzie, zbiera się na ich kurz, a niektóre to nawet nie wiem gdzie się podziały. Totalnie bezużyteczne, ale mam, są moje i nikomu nie oddam. Taki pies ogrodnika. A co.
Ponieważ nie zrobiłam absolutnie nic „ w tym temacie” przez trzy lata to komputer odrzucił moje dane i polecił mi skontaktować się osobiście z sekretariatem. Mądra bestia i wie co należy robić. Dzwonię, ale nikt nie ma czasu (początek roku akademickiego, prosimy zrozumieć) trzeba się więc specjalnie umówić. Dostaję audiencję i idę. Niby niedaleko, ale dla mnie to oczywiście spory kawałek drogi.
W sekretariacie konsternacja i nikt nie wie co ze mną zrobić i na jaki rok mnie zapisać. Dotarłam bowiem do piątego, ale z powodu wiadomej przerwy chciałabym wrócić na trzeci, gdyż piąty aktualnie wydaje mi za trudny. Wzywają szefa sekretariatu. Szef rozumie moją sytuację, bardzo chciałby mi pomóc, ale wiadomo przepisy, przepisy, przepisy…….. . Mam o dwa lata (3 i 4 rok) zaliczone za dużo. Sytuacja wydaje się być patowa. Przychodzi szef szefa i także wydaje się być bezradny. W końcu ktoś wpada na pomysł, ze istnieje możliwość rozłożenia nauki na dłuższy termin jeżeli ktoś jest np. chory. Mają moje zaświadczenie o chorobie i o konieczności przerwania nauki. Po dwóch godzinach, licznych telefonach i konsultacjach udaje mi się dostać na trzeci rok. Ufff.
Aaaaaa……..zapomniałam tylko wspomnieć, że ta klauzula dotycząca rozłożenia nauki na dłuższy termin to dotyczy osób dotkniętych chorobami psychicznymi.