Tak więc wróciłam do domu. Podróż w zasadzie odbyła się bez większych problemów, ale postanowiłam, że następnym razem jednak pozwolę sobie pomóc. Taki durnowaty upór do niczego nie prowadzi, a najważniejsze, że niczego nie zmienia. A zgrywanie wielkiej bohaterki jest zwyczajnie śmieszne i dziecinne.
Wygląda na to, że mojej mamie znowu się udało. Dzielnie walczy po ciężkiej operacji do powrotu do zdrowia. Ogromnie ją za to podziwiam. I znowu dobra i profesjonalna opieka w rybnickim szpitalu. W czasach, kiedy na polska służbę zdrowia wylewa się (pewnie słusznie) wiadra pomyj uważam, że trzeba napisać, że gdzieś może być i jest dobrze.
A w domu smutno i pusto. Po raz pierwszy od 16 lat żadne zwierzę najpierw nie oszalało wprost z radości na mój widok, a później nie siedziało obrażone w kuchni z miną ”jak mogłaś mi to zrobić?” Ach…… .