Tak sobie czasami bloguję. Piszę o różnych sprawach, zdarza mi się zamieścić zdjęcie, opublikować wyciągnięty z dna szuflady wiersz, zamieścić nawet jakąś śmiesznostkę znalezioną w Internecie.
A tu życie biegnie sobie swoją drogą. Choroba także. Bynajmniej nie stoi w miejscu, i chociaż aktualnie pod kontrolą, się rozwija. Niemalże książkowo.
Serdecznie nienawidzę tych poranków, kiedy prawie nie mogę zwlec się z łóżka. Wszystko boli i ciało woła błagalnie wprost „nie wstawaj”. Ale trzeba. Mam w końcu parę rzeczy na głowie, chociaż wolałabym mieć więcej. Wolałabym np. pracować. Pomagać innym, służyć radą, pocieszeniem czy chociażby zwyczajnie i po ludzku uważnie słuchać.
Nienawidzę także tych nieprzespanych z bólu nocy. Boże, jakie wtedy wydają się być one długie. W naszej okolicy jest bardzo cicho, jedynie czasami słyszę z dala przejeżdżający samochód czy szum, prawie jak szum morza, odległej autostrady. „Tik tak, tik tak” sypialniany zegar przypomina o jednak płynącym czasie. Tylko dlaczego tak wolno? Po kilku godzinach to „tik tak” prawie rozsadza moją głowę. Rano padam ze zmęczenia i z irytacji nad sobą.
A z jaką zazdrością patrzę na te wszystkie piękne buty, które mogłabym sobie kupić! Niestety są one dla obolałych nóg niedostępne. Być może jest to płytkie i powierzchowne marzenie. Ale let it be więc. Na szczęście i pomimo wszystko ciągle jestem i ciągle czuję się kobietą.
Zawsze uwielbiałam tańczyć, grać w tenisa czy pojechać na wycieczkę rowerową. A tymczasem z powodu protezy łokciowej nawet nie mogę prowadzić samochodu.
I to obchodzenie się ze sobą jak z wydmuszką. Nie zapomnieć o lekach, nie zapomnieć o dwóch zastrzykach tygodniowo, nie zapomnieć ciepło się ubrać i uciekać od ludzi przeziębionych i kaszlących. Nie zapomnieć iść na kinezyterapię, iść do kontroli do szpitala, zjeść witaminy. Nie zapomnieć zbytnio się nie przemęczać i dużo odpoczywać. Pamiętać o unikaniu schodów lub schodzić z nich bardzo, ale to bardzo ostrożnie skutecznie blokując je innym ludziom. Nie wychodzić z domu jak jest ślisko czy jak pada śnieg. Nie wystawiać się na słońce, gdyż leki słońca właśnie nie tolerują. Cholera, zupełnie jak bym miała co najmniej 85 lat.
Jak w tym wszystkim nie zapomnieć być sobą?
No i jeszcze nie zapomnieć się w łóżku i kochać się z mężem tak, jakbym była z najdelikatniejszej porcelany.
Nienawidzę tego, że bardzo muszę się starać by z trudem dosięgnąć do tego, to co u innych leży zwyczajnie na podłodze, a także tego, że codziennie muszę patrzeć na to progresywnie zniekształcające się ciało.
„Dziewięć dziesiątych naszego szczęścia polega na zdrowiu. Zdrowy żebrak jest szczęśliwszy niż chory król.” (Arthur Schopenhauer ).