Archiwa miesięczne: Kwiecień 2012

1232 km.

    Tylko lub aż 1232 km……. i zawitam do mojego domu rodzinnego do mamy i siostry. Jutro rozpoczynamy naszą coroczną pielgrzymkę do kraju.

 

Moje miasto.

„To miasto, może nie najpiękniejsze 
Tu jednak wszystko było pierwsze 
Randka pierwsza i miłość pierwsza 
I pierwsza strofa Twojego wiersza

Pierwsze ukradkiem rzucone spojrzenia 
I pierwsze niespełnione marzenia 
W jej oczach pierwsze pytania 
I smutek pierwszego pożegnania

Pierwsza róża pomięta w dłoni 
Deszczu kropelka na jej skroni 
I pierwsze słowa szeptane skrycie 
I naiwna wiara na wspólne życie”

                                                                                             (Marek Dębski).

 

                      Na przywitanie dostaniemy typowy śląski obiad, a więc rosół z makaronem, kluski śląskie, rolady i modro kapusta z boczkiem. Mniam! Mniam! Bomba kaloryczna, ale za to jaka smaczna. Palce lizać.

Choróbsko moje zostanie w Belgii, of course.

 

Pochwała lenistwa.

                     Śmierdzący leń to ja. Z powodu śmierci naszego psiaka egzaminów w styczniu nie zadawałam i chociaż mogę zdawać styczniowe i majowe razem to postanowiłam tego nie robić. Ponieważ mi się nie chce. I nie szukam nawet jakiegoś usprawiedliwienia dla siebie czy dla innych. Nie i już.

                Trochę sobą pogardzam za takie podejście do sprawy, ale trudno tak czasami w życiu bywa.

Ale tak między Bogiem, a prawdą czy potrzebny mi następny dyplom?

Nie.

Wiem, że popełniam błąd, ale w końcu: „Błędy człowieka czynią go sympatycznym(Goethe).

Właśnie.

 



Nagość.

                          Wczoraj wieczorem podzieliłam się niezwykle głęboką, własną myślą intelektualną z moim mężem. Powiedziałam mianowicie, że bez szminki na ustach (używam zawsze bezbarwnej, nabłyszczającej) i bez lakieru na paznokciach (maluję je w kolorze „paznokciowym” tak żeby wyglądały na zadbane) czuję się naga.

– Jaka? – zapytał mój mężczyzna. 
NA-GA.

                        Mąż patrzył na mnie z uwagą przez dłuższą chwilę, wydał z siebie coś w rodzaju agonalnego jęku i wrócił do czytania gazety. Przez cały wieczór był jednak jakoś dziwnie zaniepokojony.

                       Zawsze to wiedziałam, ale teraz mam 1000% pewności, że on jednak nie pochodzi z Wenus.



?

 ?Jestem.

 

 

 Bywam.

 

 Zatrzaskuję w sobie

 Pulsujący w skroniach

 Ból istnienia.

 

 

 Chowam twarz

 W mokrą poduszkę.

 

 Dokąd idę?

 I po co?

 

Gdzie jestem

Kiedy mnie nie ma?

 

Histeryczny pacjent.

                            Przeczytałam w “Gazecie” o tym, że pacjenci w Polsce są często agresywni. Dziennikarski profesjonalizm autora nie pozwolił jednak na sprecyzowanie słowa „często”. Nie wiem więc tak naprawdę czy agresywnym jest jeden na 10 czy np. jeden na 1000 pacjentów, a wg. mnie to jednak JEST zasadnicza różnica.

                         Zaintrygowana tym zagadnieniem zrobiłam research wśród mojej tutejszej rodziny lekarskiej. No i proszę zgodnie odpowiedzieli, że z agresją wśród pacjentów spotykają się niezwykle rzadko lub prawie wcale. Wyjątek stanowi pogotowie gdzie wiele osób przybywa pod wpływem alkoholu lub narkotyków.

Dlaczego taka różnica?

Czy wszystko można wytłumaczyć tym, że Flamandowie to naród generalnie dużo spokojniejszy i dużo bardziej wyważony od Polaków?

Czyżby różnice kulturowe miały aż takie znaczenie?

Czy też problem ma jednak inne, dużo bardziej skomplikowane podłoże?

                           Bazując na moim przebogatym, niestety, doświadczeniu szpitalnym pozwolę sobie stwierdzić, że ogromny wpływ na zachowania pacjentów ma dobra i sprawna organizacja służby zdrowia. Długie, niekończące się oczekiwania na nie wiadomo na co może naprawdę i wyjątkowego stoika doprowadzić do szału. Bezradność pacjenta i bezduszność personelu medycznego może być w takich sytuacjach prawdziwym, niekontrolowanym źródłem agresji.

                           Jako pacjent i w ogóle jako człowiek nie jestem agresywna ani werbalnie, ani tym bardziej fizycznie. Zdarzało mi się jednak, i to często, reagować w szpitalu bardzo histerycznie i absolutnie irracjonalnie. Potrafiłam być niegrzeczna, nieuprzejma i prawdziwie upierdliwa. I nikt, naprawdę nikt się nigdy na mnie nie zdenerwował, nie podniósł głosu i nie był zniesmaczony moją postawą. Wszyscy jak jeden mąż od pielęgniarek począwszy na profesorach medycyny skończywszy byli niezwykle cool i wyrozumiali. Bardzo spokojni, bardzo rzeczowi i bardzo profesjonalni. Starali się mnie przede wszystkim wysłuchać, zrozumieć, uspokoić i wytłumaczyć. I zwykle działało. Często już „po wszystkim” byłam zawstydzona swoim, nie ukrywam skandalicznym, zachowaniem, ale nikt nigdy do tego nie wracał, niczego mi nie wypominał i nie osądzał mojego zachowania.

Może w tym tkwi przyczyna?

 



Pech.

“Każdy z Was mi przyzna rację, 
że najlepsze są wakacje,
można jechać na Mazury
lub nad morze albo w góry.

(….)

Można sobie leniuchować,
nocą gwiazdy obserwować,
można także długo spać
bo nie trzeba rano wstać.”

                    ( Z netu wierszyk dla dzieci).

 

                           A ja właśnie zamiast rozkoszować się zasłużonym lenistwem wakacyjnym cierpię na bardzo ostre zapalenie pęcherza. Kto miał ten wie jak „to” potrafi dokuczyć, a kto nie miał to mam nadzieję, że się nigdy przenigdy nie dowie. Martwię się, gdyż mam za sobą 4 poważne operacje urologiczne i już kilkakrotnie w takiej sytuacji wylądowałam w szpitalu. Na dodatek zbliżają się Święta Wielkanocne, a ja jestem specjalistą w psuciu takich uroczystości mojej rodzinie.

 

P.S.

Zasłużone, błogie lenistwo to jest to, co w życiu bardzo lubię. Nie wzbudza wyrzutów sumienia ani poczucia winy. Jest w pełni usprawiedliwione i ma całkowitą rację bytu ponieważ się czasami zwyczajnie należy. Szkoda, że nie mogę w pełni w nim partycypować.