Archiwa miesięczne: Sierpień 2012

W końcu.

                            I na nas nadeszła pora. Wyjeżdżamy na wakacje.

Na WA-KA-CJE!

                           Tym razem na Sardynię, a przy okazji także na Korsykę. Nigdy tam jeszcze nie byliśmy, a podobno obie wyspy są warte grzechu. Mam nadzieję, że wszystkie watahy głośnych do bólu turystów i ich równie rozwrzeszczanych pociech wróciły już do domu. Nie żebym miała „coś” przeciwko dzieciom ogólnie, ale przeciwko tym niewychowanym mam i to całkiem sporo. Tradycyjnie lecimy na tzw. elegancko zad*pie jeżeli rzecz jasna jest to tam możliwe. Ukochane laptopy i inne podobnie ukochane urządzenia zostają osierocone w domu. Będziemy tęsknić, no ale mówi się trudno. Jesteśmy egoistami i wakacje są przeznaczone tylko dla nas.


                         Podobno na Sardynii Sylvio B. jest właścicielem 5 posiadłości, a więc mój małżonek liczy na jakieś bunga-bunga. A niech tam! W końcu jemu także mu się odrobina szaleństwa w życiu należy i chociaż nie ma pieniędzy takich jak Sylvio jest 100 razy od niego przystojniejszy.

Ponadto:

– Postanowiłam być w formie i dobrze się czuć. Chorobo czytaj to!!!!!

– Chociaż koneksje „u góry” mam kiepskie zamówiłam temperaturę max.25 st. Z lekkim wiatrem od morza of course.

– My zaś będziemy w dobrych humorach i nastrojach skoncentrowani tylko i wyłącznie na sobie (no może z wyjątkiem tego bunga- bunga), a także lepsi i milsi dla siebie niż zwykle.

 

„Tacyśmy zadziwieni sobą,
że cóż nas bardziej zdziwić może?
Ani tęcza w nocy.


Ani motyl na śniegu.

A kiedy zasypiamy,
We śnie widzimy rozstanie.
Ale to dobry sen,
ale to dobry sen,
bo się budzimy z niego.” 

                                                                                             (Wis
ława Szymborska).

Voilà.

 

 

Natura.

Na jutrzejszą rocznicę ślubu:

 

 Natura.Choć deszczowo

 I burzowo

 Smutno

 Szaro

 I ponuro

 

 Ja Cię kocham kolorowo

 Nie przejmuję się 

  naturą.

 

 Niech się wali

 Niech się pali

 Grzmi i buczy gdzieś w  oddali

 Niech wiatr wieje

 Popisuje się brawurą

 

Nie przejmuję się naturą.

 

W słońcu

W deszczu

W cieniu drzewa

Tam gdzie pięknie

Odlotowo. 

Ja Cię kocham kolorowo.

Nic innego mi nie trzeba.

 

 

 

Medyczny eksperyment.

                            Właśnie jestem w trakcie jego przeprowadzania. Bez żadnej wiedzy i bez żadnej zgody żadnego z moich lekarzy zrezygnowałam z jednego z lekarstw. Wydaje mi się, że nie przyczynia się ono do najmniejszej poprawy, a ma wiele skutków ubocznych. Trochę ryzykuję, ale zobaczymy co z tego wyniknie.

Być może odkryję coś nowego w medycynie?

Coś na ten przykład wartego Nagrody Nobla?

Lub coś wartego Nagrody Nobla przyznawanego za głupotę?

 



Noc.

                   Bardzo długa jest noc kiedy się nie śpi. Długo za długa. Tik, tak. Zegar niezmęczenie wystukuje uciekające sekundy, a te z kolei żłobią kolejne zmarszczki na moim ciele. Zobaczę je wyraźnie kiedy wstanie słońce i lustro po raz kolejny „prawdę mi powie”.

                  Tik, tak, tik tak odbija się echem w mojej znużonej głowie. Do rana jeszcze całkiem daleko.

 

Pozdrawiam niemogących spać.

 



Uśmiech. 12

                                Ułatwia życie i otwiera wiele drzwi i to nawet dosłownie. Pomimo choroby, cierpienia, pomimo tych 27 operacji i pomimo tego wszystkiego, co mi to moje cudowne życie przynosi wydaje mi się, że jestem osobą pogodną i wesołą. Staram się uśmiechać „do każdej chwili uśmiechać, na dzień szczęśliwy nie czekać”. Kiedy jest bardzo źle to zamykam się sama ze sobą i cierpię raczej w samotności. Uśmiecham się nawet do tej swojej choroby, gdyż wydaje mi się, że ją w jakiś sposób obłaskawię. Albo, że jej pokażę, że to ja jestem górą jakkolwiek śmiesznie to może brzmieć. Staram się nie eksponować moich problemów, nie zadręczać innych nimi, nie opowiadać o nich godzinami. Zdarza się, że w niektórych towarzystwach, werbalnie, to ja jestem najzdrowsza. Paranoja. Zauważyłam, że wiele ludzi bardzo lubi opowiadać o swoich chorobach, wyolbrzymiać je i często dochodzi do swego rodzaju konkurencji. No cóż….

                               Ostatnio jednak mój uśmiech został brutalnie i bezpardonowo zlikwidowany z mojej twarzy.

– nasz serdeczny przyjaciel, mężczyzna w sile wieku i w apogeum swoich możliwości życiowych dowiedział się o powrocie raka. I to w formie bardziej agresywnej niż 3 lata temu kiedy przebył bardzo poważną operację i wszystkie prognozy były raczej pozytywne.

– moja osobista, jedyna siostra właśnie leży na stole operacyjnym i wykonują na niej całkiem poważny zabieg głowy. Na szczęście wg. jej własnych słów głowę ma pustą, a więc o komplikacjach nie może być mowy.

– nasi najlepsi i zarazem najstarsi (stażem, nie wiekiem) polscy przyjaciele mający nas odwiedzić pod koniec września nie przyjeżdżają gdyż stoją u progu rozwodu.

– wychodząc wczoraj wieczorem z domu znaleźliśmy naszego 85-letniego sąsiada leżącego (!) nieruchomo na środku ulicy. Zadzwoniliśmy po jego syna i po pogotowie. Sąsiad jest w stanie krytycznym i okazało się, że miał wylew. Najprawdopodobniej nie przeżyje najbliższej nocy.

Na Boga, co jeszcze?

 



Pacjentka.

Pacjentka. Bezradnie skulona

 Leży na obcym łóżku.

 Liczy

 I liczy

 Przepływające leniwie chmury.

 Białe anioły

 Krążą bezszelestnie

 Nie przynosząc ukojenia.

 Wyblakłe oczy

 W milczeniu krzyczą.

 

 Dość

 

Dość cierpienia.