Archiwa miesięczne: Styczeń 2013

Wiedza nietajemna.

                                                              Nie wiem

 Wiedza.Co lepsze

 Czy stać

 Czy też leżeć?
 Czy może rozmyślać

 Wiedzieć

 Lub lepiej wcale nie wiedzieć?

 

 Czy lepiej spać słodko

 Lub nie spać w ogóle?
 Czy kochać się szybko

 Lub wolno

 I czule?

 

Nie wiem

Lecz proszę

Kto wie niech mi powie

Czy stanie na głowie

Zaszkodzi wątrobie?

Czekam 

I czekam

I staram się wiedzieć

Gdzie dobro

Gdzie zło

I w kim może siedzieć?

 

Pytania

Pytania.

Ból głowy od rana.

 

Problemy.
Problemy.
Prowadzą do duszy gangreny.



I znowu pytania.
 
Popadam w obsesję.

Pomóżcie mi proszę

Gdyż wpadam w depresję.

 





Cud w Brukseli.

                          Że Bruksela jest stolicą Unii Europejskiej to wiedziałam, ale że ma także wspaniałe zdolności uzdrawiające dowiedziałam się dopiero kilka dni temu.

                        Ale da capo…. . W ubiegły weekend pojechaliśmy do muzeum w Brukseli. Wystawa malarstwa Jacob Jordaens nie specjalnie była w moim guście, ale mąż chciał ją koniecznie zobaczyć, więc się ogromnie poświęciłam. Jak na wzorową zresztą żonę przystało. (Podejrzewam, że z takimi poglądami mogłabym być niekwestionowaną, mega gwiazdą w polskim, pochodzącym z epoki lodowcowej chyba, Parlamencie).

                      Muzea, jak powszechnie wiadomo, mają to do siebie, że trzeba w nich sporo chodzić. No i trzeba milczeć lub ewentualnie mówić z nabożeństwem i koniecznie szeptem. Należy także mieć poważny i skupiony wyraz twarzy.

                     Normalnie krótkie, niemęczące dystanse pokonuję o własnych siłach. Bez kuli i bez laski. W Brukseli jednak wzięliśmy tradycyjnie wózek i tak sobie na nim jeździłam. Jestem przyzwyczajona i staram się nie widzieć tych współczujących min i zaciekawionych (aczkolwiek of course dyskretnie) spojrzeń.

Niech tam.

                          Po pewnym czasie, oszołomieni widokami bezwstydnych, nagich kobiet na portretach (stąd pewnie zainteresowanie wystawą mojego męża), poszliśmy zrobić najważniejszą rzecz jaką się robi w muzeum, a mianowicie poszliśmy zjeść. A po pysznym lunchu natura wezwała mnie do toalety. Czy się nam to podoba, czy nie, proza życia obowiązuje nawet tam. Zupełnie się nad niczym nie zastanawiając wstałam z inwalidzkiego wózka, poszłam hmm…. zgrabnie do ubikacji i…. usiadłam sobie na nim z powrotem. Dopiero wtedy zauważyłam pełne zdziwienia i niedowierzania miny innych ludzi. Niektórzy nawet z wrażenia przestali jeść, co biorąc pod uwagę powszechnie obowiązującą nadwagę, na dobre im pewnie wyszło.

                          No tak. Zupełnie nieświadomie udowodniłam sobie i światu, że cudowne uzdrowienia JEDNAK się zdarzają.

                        Jeżeli ktoś chciałby otrzymać moje relikwie to w prywatnym mailu podam numer naszego konta bankowego.

 


Łokieć jak żywy.

                      Bolą mnie łokcie. I to nawet bardzo. Na dodatek bolą mnie obydwa i być może nie byłoby w tym nic dziwnego gdyby nie to, że łokieć lewy jest sztuczny. To proteza łokciowa, która jednak boli.

                  Zaświadczam więc autorytatywnie i bezdyskusyjnie, że sztuczne „rzeczy” także mogą dać w kość. I to dosłownie.

 




Pożegnanie.

Dokładnie rok temu pożegnaliśmy się z nim na zawsze.

 

Pozegnanie.

                                                                                                                                                                             

                                      Głaszcząc psa. 



 "Miłości potrzeba pieskom, miłości jak człowiekowi... 
Żywności czystej jak owoc, słodkiej jak głos słowika.
Pies, pod dotknięciem rąk moich, oczy w marzeniu zamyka.
Zmrok idzie, w niebie malwowym zielony wybłysnął nowik.

Miłości nie znają krowy, pszczoły, pająki, kwiaty.
Obca jest lwom i tygrysom. Nie znana jest pustce żądzy.
Czy wiedział o niej mastodont lub machairodus zębaty?
Wśród twardych ziemskich prawideł jak obca błądzi.

Dziś pod globusem księżyca, siedząc z psem, głowa przy głowie,
kończę ten wiersz porzucony. Jest teraz pełnia.
I wszystko: wyraz psich oczu, mój strach, mój spleen mnie zapewnia,
 że stamtąd, z księżyca - dawno - przybyliśmy: pies i człowiek..."


                                                             
                                          (Maria Pawlikowska-Jasnorzewska).
 

 

Ptaszek.

Ptaszek. Przyleciał sobie ptaszek

 I usiadł na kuchennym oknie.

 Zajrzał

 Zaćwierkał.

 Pokręcił główką.

 Spytał:

 „Co robisz tak samotnie?”

 

 

 

                                                                                        (Based on the true story.)

 


Najwyższy czas……

                       ……na ponarzekanie. Plecy bolą strasznie, nogi prawie sparaliżowane. Nawet czytać mi się nie chce i ogłupiam się skutecznie przed telewizorem. Całkiem dobrze mi idzie.

                  Wczoraj jednakże, w chwili głębokiego natchnienia i intelektualnej zadumy, napisał się mi wierszyk. Opublikuję niebawem.

                 Ale ponieważ nie samą poezją człowiek żyje to się martwię, że nie mogę iść na przeceny i moja ukochana, upatrzona i tak wymarzona torebka zostanie sprzedana. I wcale nie pociesza mnie fakt, że podobnych torebek mam już (podobno) sporo;(

 




Postanowienia noworoczne.

 

1. Więcej ćwiczyć

2. Być miłym dla żony

 Postanowienia.

 

I co z nich pozostaje…..

 

„Tak, przewróciłem się i uszkodziłem kręgosłup, ty głupia krowo”.

 

                                                                                                (Tłumaczenie własne).