Tyle dokładnie mam do przemierzenia, aby dotrzeć do mojego domu rodzinnego. Sporo, jak dla mnie. Taka podroż to jest najprawdziwsze „Хождение по мукам„, ale cieszę się bardzo. Piszę o tym, gdyż niedługo wybieramy się na tradycyjną pielgrzymkę do Polski.
Dom rodzinny…… . często o nim myślę. Duży, wygodny, ładnie położony. Otoczony ogrodem. W ogrodzie, do dzisiaj zachowany, cmentarz dla naszych psów, gdzie co roku pierwszego listopada paliły się świeczki. Rodzice robili to, co rodzice robić powinni. Tak więc miałam ciepło, zapewniony byt, jedzenie na talerzu i nie tylko ich MIŁOŚĆ, a także opiekę i zrozumienie. Szczęśliwe i beztroskie lata. Obok mieszkała cudowna babcia z równie cudownym dziadkiem a ja, jako pierwsza ich wnuczka, otrzymałam od nich niezmierzone wprost pokłady uczuć. Babcia na dodatek była przepiękną kobietą i do dzisiaj żałuję, że nie jestem do niej podobna. Od mojej mamy dostałam jakieś trzy (zasłużone) klapsy w życiu, od ojca żadnego. Otoczyli nas troską i murem, do którego nie przenikały żadne komunizmy, ani inne zło tego świata.
Nas, czyli moją młodszą siostrę i mnie.
Ona, zdrowa jak przysłowiowy koń, przebojowa i zdecydowana. Mogłaby być generałem w wojsku. Pracowita i zaangażowana, a istotę kobiecości wyraża w jakiś jeansach i w jakieś bluzie. Zero ozdób i zero biżuterii. Paliła papierosy, kiedy miała około 6 lat i, niestety, robi to nadal. Urodzony stand up comedian.
Ja, delikatna, chorowita, wydmuszkowata. Totalne przeciwieństwa i nadal się zastanawiam, która z nas jest adoptowana. Pisałam wiersze od najmłodszych lat. Czytałam je często rodzicom i psom, które z tej okazji siedziały na krzesłach, a rodzice bili brawo. Biedacy. Szkoda, że ta pisanina się nie ostała, gdyż jak dostanę Nobla z poezji (niestety post mortem) to miałaby sporą wartość. Ale niektóre fragmenty z moich arcydzieł pamiętam:
„Jak bociany wysoko na niebie
Tak bardzo mamo kocham ciebie”.
Albo:
„Zdechła nasza kura
Została jej tylko dziura”.
Hmmm.
Wspominam z sentymentem przedszkole, szkołę podstawową i liceum. Wszystko łatwo, bez wysiłku, z super ocenami i z tzw. palcem w d**ie (bleeee) co prowadzi mnie dwóch nieuchronnych wniosków:
– jednak posiadam jakieś pokłady inteligencji
– lub/i poziom w tych instytucjach był niski.
W szkole podstawowej miałam dwóch narzeczonych, którzy odprowadzali mnie codziennie do domu, ale zawsze na zmianę. Prawdziwe jednak zainteresowanie płcią przeciwną objawiło się w liceum. Wtedy to po raz pierwszy całowałam się naprawdę i uznałam to za koszmar. Ku mojemu zdziwieniu jakoś nigdy nie mogłam narzekać na brak powodzenia. Zagadka. Ach, łza się w oku kręci.
Potem wyjechałam na studia i w zasadzie opuściłam dom rodzinny na zawsze.
Ależ mnie dzisiaj naszło. Jakaś taka sentymentalna się na starość robię.
Wiem, że napisałam laurkę, a życie nigdy nie jest jednowymiarowe przecież. Laurka jest jak najbardziej prawdziwa, a rzeczy tragiczne i złe schowałam bardzo głęboko w szafie. I niech tam leżą.