„Jak się żenić, to się żenić!
to tak jak by w uniesieniu….
– radczyni –
W równe nogi wskoczyć w studnie
Nie utoniesz, nie utoniesz
Topi się, kto bierze żonę.
– pan młody –
Niech się stopi, niech się spali
byle ładnie grajcy grali,
byle grali na wesele”.
Pisał uwielbiany przeze mnie poeta.
Tak więc wyruszamy do kraju na wesele. Już pisałam, że się dziwię, iż ludziom chce się ten cały cyrk odstawiać, ale trudno.
Przygotowania do uroczystości trwały jakieś 2 lata. Dwa lata! Co za strata czasu. O kasie nawet nie wspominam. Mam nadzieję, że wśród tego harmideru, ćwiczeń tańca, próbnego ślubu i innych podobnych głupot młoda para nie zapomni o co naprawdę w tym wszystkim chodzi.
A ja mam sukienkę w kolorze fuksji. No ludzie. Nie wiem co mnie podkusiło, gdyż normalnie wszelkich odcieni różu nie nosze i nie znoszę. Ale teraz już za późno na zmianę.
Tak więc, bognna, baw się dobrze. (Pomimo tej sukienki).
P.S.
No i na koniec ważna informacja dla moich wszystkich, ewentualnych gości. Nie myślcie sobie, że jak zostaliście zaproszeni to będziemy was oczekiwać na lotnisku. Nie ma mowy. Nie oczekujcie przygotowanego specjalnie dla was pokoju. Nie będziemy się wcale o was troszczyć, nie będziemy karmić ani nie będziemy was poić naszym najlepszym winem. Nie pojedzie także żadne z nas po raz 100 oglądać Brukselę.
Ot, co. „Chcieliście” być zaproszeni to sobie radźcie.