Archiwa miesięczne: Sierpień 2014

Ratunku.

                Ratunku! Pomocy! Help! Heeeelp!

Lunęło po prostu strasznie. Tak strasznie, że zalało nam elegancko garaż, pralnię i piwnicę. Nie mogę uwierzyć, że w tak krótkim czasie (jakieś 10 minut) może spaść aż tyle wody. Zgroza.

               Zadzwoniłam do straży pożarnej, a tam uprzejmie powiedzieli mi, że muszę cierpliwie na nich czekać, gdyż mają już 124 zgłoszenia w tej samej sprawie. 124. No nie napiszę jakie niecenzuralne słowa cisną mi się na usta.


A mąż w Londynie. Przyjedzie dopiero jutro rano.

Oczywiście.

Spryciarz co? I jaki przewidujący. No,no.

Jak to było w tej piosence: ”Gdzie ci mężczyźni?”

No, na Boga, gdzie?

 

 

Inwalida².

             Albo nawet inwalida³. Kto wie.

         Wczoraj o mało co dobrowolnie przeniosłam się na tamten świat, a wszystko przez moje zamiłowanie do czystości. Myłam mopem przedpokój i pośliznęłam się na mokrej posadzce. Upadłam mocno uderzając głową, kręgosłupem oraz tą uroczą częścią poniżej niego w kafelki. Podejrzewam, że na jakieś czas straciłam przytomność. Kiedy się ocknęłam nie mogłam się za nic w świecie sama podnieść, a całe moje cielsko bolało okrutnie. Na dodatek, podczas upadku, wiadro z wodą także się przewróciło. Cudnie. Leżałam więc w kałuży brudnej i śmierdzącej wody. Oczywiście byłam sama w domu. Próbowałam więc dotrzeć jakoś do telefonu co zajęło mi trochę czasu. Doczołgałam się do salonu, ale telefon u nas nie leży (a w zasadzie mógłby przecież) na podłodze. Wyczyniając różnorodne, dziwaczne akrobacje posiadanym mopem udało mi się w końcu go strącić i zadzwonić do męża.

        Mąż znalazł mnie zbolałą, mokrą, płaczącą z bólu i z nieporadności, a także, nie ukrywam, śmierdzącą, na klepisku.

 

Inwalida.

 

                     Oczywiście nasz lekarz domowy przebywa aktualnie na wakacjach, a ja za żadne skarby nie chciałam widzieć innego. Udało mi się mojego wybawiciela jakoś uprosić (za pomocą tegoż mopa) aby do nikogo nie dzwonił. Przebrałam się, wzięłam środki przeciwbólowe, położyłam się i czekałam. Na co? Cholera wie.


Ale wygląda na to, że żyję. Przynajmniej na razie.