Archiwum dnia: 12 sierpnia, 2014

Inwalida².

             Albo nawet inwalida³. Kto wie.

         Wczoraj o mało co dobrowolnie przeniosłam się na tamten świat, a wszystko przez moje zamiłowanie do czystości. Myłam mopem przedpokój i pośliznęłam się na mokrej posadzce. Upadłam mocno uderzając głową, kręgosłupem oraz tą uroczą częścią poniżej niego w kafelki. Podejrzewam, że na jakieś czas straciłam przytomność. Kiedy się ocknęłam nie mogłam się za nic w świecie sama podnieść, a całe moje cielsko bolało okrutnie. Na dodatek, podczas upadku, wiadro z wodą także się przewróciło. Cudnie. Leżałam więc w kałuży brudnej i śmierdzącej wody. Oczywiście byłam sama w domu. Próbowałam więc dotrzeć jakoś do telefonu co zajęło mi trochę czasu. Doczołgałam się do salonu, ale telefon u nas nie leży (a w zasadzie mógłby przecież) na podłodze. Wyczyniając różnorodne, dziwaczne akrobacje posiadanym mopem udało mi się w końcu go strącić i zadzwonić do męża.

        Mąż znalazł mnie zbolałą, mokrą, płaczącą z bólu i z nieporadności, a także, nie ukrywam, śmierdzącą, na klepisku.

 

Inwalida.

 

                     Oczywiście nasz lekarz domowy przebywa aktualnie na wakacjach, a ja za żadne skarby nie chciałam widzieć innego. Udało mi się mojego wybawiciela jakoś uprosić (za pomocą tegoż mopa) aby do nikogo nie dzwonił. Przebrałam się, wzięłam środki przeciwbólowe, położyłam się i czekałam. Na co? Cholera wie.


Ale wygląda na to, że żyję. Przynajmniej na razie.