Z powodu ulewnych deszczy zaczął się z opóźnieniem. Ale się zaczął. Wiercą wiertaki, stukają młotki, latają samoloty i helikoptery, jeżdżą czołgi….no może jednak trochę przesadzam, ale takie odnoszę wrażenie. Po domu snują się z lekka zakurzeni mężczyźni, ale przyznaję uczciwie, że są grzeczni i starają się, powiedzmy, nie przeszkadzać.
Z powodu tego łomotu, także w mojej głowie, proszę uprzejmie się nie dziwić, kiedy będę plotła bardziej od rzeczy niż zwykle.
Mój jedyny azyl to biuro. Śpimy zaś w maleńkiej sypialni, która aktualnie przypomina coś w rodzaju …. hmmm…. pomieszania garderoby ze składem mebli i ciuchów. Rozkosz. Dwa stare graty śpią w graciarni. Smutny widok. Wejście do łóżka i wyjście z niego jest nielada wezwaniem. Szczególnie w nocy kiedy natura wzywa i czas bardzo nagli. Zaczynam całkiem poważnie myśleć o pampersach dla nas.
Ale cierp ciało jakżeś chciało.

Na dodatek za cały ten syf sami słono płacimy.
P.S.
Być może sobie wykopię jakąś mysią dziurę i będę w niej się ukrywała, albo pojadę do Brukseli i spotkam Donalda. I pomogę mu „polish his English”.