Dezercja….

                  ….jest chyba lepsza niż inercja. Chyba????


Zamiast więc siedzieć posypana z lekka kurzem, zamiast spać z zatyczkami w uszach ( i tak hałas słychać), zamiast uciekać z własnego domu nie wiadomo dokąd uciekliśmy na jakiś czas do naszych przyjaciół. Mamy do dyspozycji w ich domu własne mieszkanie. No super. Czysto, cicho, przyjemnie no i gratis. Żyć nie umierać.

               A mój dom nadal się wali. Wygląda to strasznie i, nie ukrywam przygnębiająco, ale nasz architekt pociesza, że:” trzeba najpierw rozbić jajka, aby potem usmażyć omlet”. Zgoda.

               Ale zanim zaczniemy smażyć chciałam polecieć do Polski, do rodziny. Podstępnie wymyśliłam, aby zostawić męża samego z tym syfem. On i tak przez cały dzień jest w pracy (spryciarz) i nie cierpi tak bardzo jak ja. Podczas skypowania zasugerowałam więc nieśmiało, że poszukuję tymczasowego dachu nad głową. Siostra z wyraźną troską w głosie poradziła mi żebym sobie zabukowała sanatorium, lub „coś takiego” na ten czas. Właśnie. Że też sama na to nie wpadłam. Idiotka. No cóż, troszkę mi przykro.

                Ale już dawno temu Mark Twain powiedział, że:” Krewnych daje nam los. Przyjaciół wybieramy sami”. Jak z powyższego wpisu wynika mądrym człowiekiem był.

 

 

Dodaj komentarz