Archiwum dnia: 30 lipca, 2015

Het onderhoud.

                 To po flamandzku coś takiego jak „przegląd techniczny”, który właśnie zrealizowałam. Na sobie rzecz jasna.

W ciągu dwóch dni zaliczyłam:

kosmetyczkę – chodzę rzadko, ale czasami przydaje się czyszczenie twarzy

fryzjera – najwyższy czas był, gdyż moje włosy przypominały już lwią grzywę.I tu taka dygresja: siedząc „po wszystkim”  pod suszarką po raz pierwszy w życiu zdarzyło mi się w takiej sytuacji prawie zemdleć i/lub zwymiotować. Ludzie co to ta starość z nami nie wyrabia.

Włos się jeszcze bardziej jeży na głowie.

dermatologa – pękło mi naczyńko krwionośne na nosie, które zostało laserowo (czyt: boleśnie) zamknięte

dentystę – obowiązkowe czyszczenie zębów, którego serdecznie nie-zno-szę

ginekologa – lekarka na szczęście niczego nie czyściła (uffff) tylko pobrała wymaz

 

               No, no. Nie ukrywam, że jestem dumna z siebie jak przysłowiowy paw. Albo i bardziej.


A teraz taka zadbana i wyczyszczona czekam na królewicza. I to niekoniecznie z bajki.