Wczoraj wrócił z konferencji mój mąż. Zmęczony, znużony, stęskniony. Nie było go aż 5 dni, a ja zamiast przywitać go we właściwy sposób (tak, tak dokładnie w ten sposób o jakim myślicie) siedziałam zła, naburmuszona, niezadowolona i brzydka. Wściekła na cały świat, a głównie na niego.
Booooo?
Bo mnie zostawił ciężko pracując na moje zachcianki, lekarstwa, dom, wakacje, szmaty…. . A niech ma!
Wyjazd na konferencję, wbrew temu, co się niektórym wydaje to jest ciężka praca także przed konferencją. Głównie ci, którzy nigdy na naukowej konferencji nie byli, twierdzą, że to wycieczka, spanie w luksusowym hotelu gratis i pogaduszki. Bryluje w tym, z niewiadomych mi powodów, moja teściowa i jej córka. Oczywiste jest to, że żadna z nich nigdy naukowcem nie była i nie będzie. Właśnie.
Zrobiłam mu na złość będąc głupią, bezmyślną gęsią. A może zrobiłam na złość sobie?
No więc mam naprawdę być z czego dumna.
Że tez ten facet jeszcze nie urwał mi łba to się bardzo, ale to bardzo dziwię. Powinien był już to dawno zrobić.
Ale co się odwlecze…. . Zobaczymy dzisiaj wieczorem.
:/;)&?(@=^$*+ idiotka. I wcale nie słodka niestety.
