Przylecieliśmy do Belgii marząc o jakiś 20° i o deszczu, a tu niestety niespodzianka. I co? Ano nico. Gorąco prawie jak w Hiszpanii.
Hiszpania z całą pewnością jest przepięknym krajem. Widoki, wybrzeże Morza Śródziemnego, cudne małe, białe miasteczka, bagaż kulturalny i artystyczny czy rozlegle i CZYSTE plaże to zwyczajnie bajka. Śródziemnomorska, pachnąca morzem i oliwą kuchnia niezwykle przypadła nam do gustu. Wyjątkowo smaczna i zdrowa. Nawet zakochałam się w nowym dla mnie smaku Salasa Romanesco i zamierzam go wprowadzić na naszego menu. Przekąski typu tapas są naprawdę znakomite, a także genialne w swojej prostocie. Niestety kilkugodzinna sjesta nie specjalnie przypadła nam do gustu. Zwyczajnie nie jesteśmy przyzwyczajeni do spania w samym środku dnia.
Także dom, który wynajmowaliśmy okazał się świetny i równie świetnie położony.
Ale…… na miejscu trzeba zapomnieć o francuskiej uprzejmości, życzliwości czy o francuskim szyku i elegancji. Hiszpanie są zwyczajnie średnio mili i średnio fajnie ubrani. Nie ma także specjalnie ładnych kobiet czy mężczyzn. Wręcz przeciwnie. Sporo z nich jest otyłych i zwyczajnie brzydkich, bardzo opalonych. Podejrzewam, że jest to wina klimatu i nadmiaru słońca.
Kelnerzy często mają humory i okazują je klientom bez najmniejszej żenady. Bywają wręcz niegrzeczni i wściekli widząc kartę kredytową. My nie jesteśmy skąpi (a wręcz szczodrzy na wakacjach) i zostawiamy napiwki zawsze kiedy jesteśmy zadowoleni z serwisu. Nawet płacąc kartą. Takim zachowaniem sami sobie strzelali w stopę, gdyż widząc ich zachowanie nie zostawialiśmy nawet centa. Wielokrotnie żegnani złowieszczym spojrzeniem i „cichym” f*cking English. Ha, ha..
W naszej miejscowości psy czasami szczekały w nocy przez kilka godzin BEZ PRZERWY i jakoś nikomu to nie przeszkadzało (chyba tylko my jedyni nie mogliśmy spać). Czyżby ten naród był głuchy?
Vive la Belgiuqe, gdyz tutaj w nocy cisza jak z tym przysłowiowym makiem.
Język angielski stoi na żenującym poziomie lub …nie ma go wcale co chyba nie najlepiej świadczy o hiszpańskiej edukacji. Myślę, a nawet jestem pewna, ze trudno byłoby znaleźć nie mówiącego w tym języku młodego Flamanda. Hiszpanów jest takich od groma.
Ja nie twierdzę, że każdy musi znać angielski, ale jeżeli żyje się (i to całkiem, całkiem dobrze) z turystyki gdzie większość porozumiewa się właśnie w tym języku to nieznajomość angielskiego to arogancja i najzwyklejszy brak profesjonalizmu.
Tłumy i tak przyjadą. I zapłacą.
Dla porównania: Nasi flamandzcy przyjaciele spędzili prawie 3 tygodnie w Polsce nad Bałtykiem I co? Angielski lepszy lub gorszy, ale powszechny w sektorze turystycznym i żadnych problemów z porozumiewaniem się.
Tak więc wracając do tytułu: Hiszpanio…… miej się dobrze. Rozwijają się jak tylko chcesz w swoim grajdołku, ale na naszą powtórną wizytę raczej nie licz.
Hola.