Archiwa miesięczne: Październik 2016

Witaj Holandio.

                       Jeszcze się nie ogarnęłam po podroży do Polski, a tu od jutra wybywamy, jak tradycyjnie co roku zresztą, na tydzień do ukochanej Zelandii.

                      Jedziemy na dychanie i wietrzenie się. Mam nadzieję, że wywieje mi z głowy smutki, zmartwienia i troski o innych i o siebie.
Oby tylko nie la
ło.


Amen.



Lecę…..

…….do kraju.

                 Będę w moim rodzinnym domu ponad tydzień. Wszystko, ale to absolutnie wszystko będzie za mnie zrobione, zorganizowane, przemyślane i podane.  5 (!) dorosłych osób i całkiem spory zwierzyniec będzie się o mnie troszczyć. Nadmiernie, ale z serca.

Nawet nieznośnie głupiutki psiak będzie mi siedział na kolanach i darzył mnie bezgranicznym uwielbieniem (dokarmiam go po kryjomu). O stertach przygotowanego jedzenia i (na szczęście) wina nawet nie wspominam. Spora cześć „Bloxa” by się wyżywiła. Serio.

Zapraszam.

            W tamtejszym ogrodzie, na wydzielonej przestrzeni, żyje sobie beztrosko 5 kur (każdy z domowników ma własną) i te kury zniosą dla mnie jajka, których rewelacyjny  i niezapomniany wprost smak będzie mnie prześladował jeszcze przez jakiś czas po powrocie.

Fajnie?
Tak, nawet bardzo fajnie,  ale tylko
na krótką metę.

           Dawno już się poddałam i zrezygnowałam z walki o odniesienie talerzyka do kuchni czy z włożenia go do zmywarki. Uchowaj Boże gdybym chciała pojechać gdzieś np. autobusem. Zgroza i jeszcze mi się „coś” stanie. Pomijam fakt jeżdżenia autobusem w Belgii prawie codziennie i żadne spektakularne „rzeczy” się nie dzieją. No, ale z mamą czy z siostrą bić się przecież nie będę tym bardziej, że obie są zdrowsze i silniejsze ode mnie.

               Pisałam już kiedyś, że gdybym tam mieszkała na stałe to dawno temu bym już siedziała na wózku inwalidzkim. Zresztą podobne przypadki zagłaskania i prawie ubezwłasnowolnienia człowieka chorego widuję całkiem często. Szczególnie wobec chorych dzieci. Nie jest to najlepsze rozwiązanie, ale rozumiem jego przyczyny.


            Ale szkodzi nic. Cieszę się na tę wizytę ogromnie chociaż i lot, i sam pobyt mnie rzecz jasna wykończą.


            A blog zostaje sobie w Belgii. Lecę oczywiście bez laptopa, a ze smartfonu pisać nie znoszę. Zresztą najprawdopodobniej nie będę miała ani chwilki tylko dla siebie.


Ciao i trzymcie się zdrowo.

 

Lece.

                                                  (Z netu).

 



Przeznaczenie.

 IPrzeznaczenie. co się ma zdarzyć

 To się nam zdarzy

 Czy chcemy

 Czy też nie

 I czy się nam marzy.

 I radość

 I smutek

 I strata tak wielka

 I łza tak ogromna

 Jak deszczu kropelka.


 I miłość

 I dramat

I tamto wspomnienie

I ludzie tak piękni

A teraz jak cienie.

 

Czy chcemy

Czy też nie

I czy się nam marzy

Co się ma zdarzyć

To i tak się nam zdarzy.

 



Tablao Cordobes Barcelona.

                       Jeden z wieczorów na wakacjach spędziliśmy w teatrze w Barcelonie na przedstawieniu Flamenco. Teatr oferował różnorodne możliwości:

– tylko przedstawienie

– przedstawienie + kieliszek cavy

– obiad+ przedstawienie + kieliszek cavy

 

Dostaliśmy w prezencie bilety na drugą opcję.

                    Absolutna rewelacja. Siedziałam olśniona i zaczarowana. To nie była pierwsza produkcja prezentująca Flamenco, którą widziałam, ale zdecydowanie najlepsza. Kobiecość, sensualność, radość i smutek. Przepiękne stroje, których niestety nikt już nie nosi i przepiękni ludzie. Muzyka, śpiew i taniec. Miłość i dramat. Wszystko razem. Nawet gościec na chwilkę przysnął olśniony tym co widział i słyszał. Przeżycie, które będzie mi towarzyszyć do końca mojego życia. Naprawdę.

Z serca polecam tym, którzy znajdą się w Barcelonie.

Oto fragment:

https://youtu.be/lIHyJveH2_8

 

         „Taniec flamenco posiada swe korzenie w dawnych religijnych tańcach orientalnych. W dzisiejszej jego postaci dopatrzyć się można wielu elementów tańca hinduskiego, takich jak ruchy ramion, dłoni i palców, a także używanie nóg jako instrumentu perkusyjnego. Prawdopodobnie taniec ten pochodzi bezpośrednio od hinduskiego tańca katak[2].

Opowiada się tańcem historię i gestom nie przypisuje się konkretnych znaczeń. We flamenco ruchy ciała i gesty wyrażają pewne stany emocjonalne tancerza lub podkreślają znaczenie słów i charakteru melodii, która im towarzyszy.

Jest to taniec wykonywany solo, w duecie, grupowo lub składa się z kolejnych „solówek”, wykonywanych przez poszczególnych tancerzy.

Strój tancerzy – przeważnie czarny, granatowy lub ciemnobrązowy – to obcisłe spodnie, biała koszula, obcisła kamizelka, mała apaszka pod szyją, buty wzorowane na butach do jazdy konnej z wysokimi obcasami i charakterystyczny płaskodenny kapelusz. Kamizelka i kapelusz bywają wykorzystywane jako element choreografii.

Strój tancerek to przede wszystkim szeroka, kolorowa falbaniasta spódnica lub suknia (wykorzystywana w tańcu), falbaniasty gorset i kolorowa chusta, uzupełnieniem czasem bywa wachlarz, grzebień lub kwiat.

Muzyka wykonywana jest przede wszystkim na gitarze (choć zdarzają się przypadki użycia fletu, skrzypiec, wiolonczeli). Rytm wybiją zarówno tańczący jak i śpiewacy przez: uderzenia dłońmi (klaskanie), pstrykanie palcami, uderzenia otwartymi dłońmi o pudła, na których siedzą śpiewacy (tzw. cajón) i za pomocą kastanietów.

 

W 2010 roku flamenco zostało wpisany na listę niematerialnego dziedzictwa UNESCO”.



                                                                                                (Wiki).

 



Ja to jednak sexy….

…..kobietą jestem.

            Dzisiaj w nocy zwymiotowałam do łóżka. Jak jakiś pieprzony niemowlak, a nie bardzo już dorosła osoba. Nie mam pojęcia dlaczego, ale zwyczajnie nie zdążyłam do toalety, która jest naprawdę bardzo, ale to bardzo blisko sypialni. Ludzie!

Mąż się bardzo wystraszył myśląc, że rzygam krwią, ale był to zjedzony wczorajszego wieczora sos do spaghetti bolognaise.

           Co za szczęście, że akurat spałam właśnie z mężem, a nie z jakimś nowym kochankiem;)