……a ja sobie chorsza i chorsza jestem. Właśnie. A niby dlaczego nie?
I kto bogatemu…….bla, bla, bla.
I choćbym nie wiem co zrobiła i nawet choćbym na tych przysłowiowych uszach stanęła to ucieka ze mnie to życie jak ta, również przysłowiowa, bańka mydlana.
W poniedziałek idę do kontroli i spędzę kilka upojnych godzin w szpitalu. Cały tamtejszy staff będzie miły, grzeczny i troskliwy. Ja to naprawdę tak odczuwam. Dostanę kilogram recept, pobiorą mi kilka litrów krwi, pocieszą i nic się nie zmieni. Nadal będę przecież chorsza i chorsza.
Ta cholerna bezsilność. Płakać się chce. Tylko jak płakać, kiedy nie ma czym?
Bezsilność uczy pokory. Podobno. Ależ przecież ja już jestem pokorna i poniżona do samej ziemi. I chyba niżej się nie da. No bo jak? Zakopać bym miała ten mój łeb w piasek? Jak ten struś?
„Poczucie bezsilności zniszczyło mi duszę. Nie udaje mi się być tak dobrą, jak bym chciała, ani tak złą, jak moim zdaniem być powinnam…” (Z netu).
Media i tzw. szeroko pojęty świat mało się chorobami reumatycznymi zajmują. Wszechobecne akcje dotyczą głownie raka, aids lub ewentualnie jakieś choroby, na którą zachoruje celebryta. Ostatnio więc ludzie dowiedzieli się, że istnieje Lupus, a to „dzięki” chorobie Seleny Gomez. Jak straszny Lupus może być widzę w szpitalu. Btw, sama nazwa już jest tragiczna.
Na znak protestu przestaliśmy sponsorować badania nad leczeniem raka piersi. Może to i głupie, ale muszę jakoś zareagować. I spokojna głowa; wiem, wiem, doskonale wiem, że ja także mogę tego raka mieć.
No to sobie pogaworzyłam i teraz wracam do mojego jakże ukochanego zajęcia, a mianowicie do leżenia na sofie.
Ciao.