Archiwa miesięczne: Wrzesień 2009

Medycyna.

                                    Medycyna; tyle jej zawdzięczam. W zasadzie dzięki jej osiągnięciom jakoś funkcjonuję. Przy czym słowo „jakoś” ma tutaj kluczowe znaczenie.

                       I pomimo tego ciągle tak bardzo się boję.

 Jutro idę do szpitala na kontrolną wizytę.

 

Czy kiedyś się to zmieni?

 

Diana Krall.

                    Wczorajszy koncert wielkiej artystki w Brukseli. Mój bardzo, bardzo piękny prezent urodzinowy. Diana Krall i jej rodzaj soft jazzu, jaki oboje wprost uwielbiamy. A przy tym miła i atrakcyjna kobieta. Koncert był dobry, profesjonalny, artystka ma rzeczywiście znakomity glos, a publiczność była zachwycona.

               Dziękuję kochanie!

              Wszystko zło tego z świata zniknęło, rozmyło się gdzieś w przestrzeni. Zapomniałam o chorobie, szpitalach, lekarzach, operacjach. Nawet o bólu. Przestały istnieć problemy z ociepleniem klimatu, kryzysem, maltretowanymi dziećmi i kobietami. Znikneły torturowane i zabijane zwierzęta. Nie było wojny ani w Afganistanie, ani w Iraku, ani w ogóle nigdzie. Świat wypiękniał.

 

              I co z tego, że tylko na chwilę?

 

Kondolencje.

                                Dzisiaj są moje urodziny i pozwolę sobie z tej okazji złożyć serdeczne kondolencje oraz wyrazy głębokiego współczucia.Nie ukrywam, że nie jest to mój ulubiony dzień w roku.

                    Dedykuję też sobie wiersz, a jakże, Najukochańszej z poetek:

 

„Kurczę się, ściemniam, zmieniam,

układam jak groch w łupinie-

zapominam własnego imienia

i czas mi przez głowę płynie.

 

Przyczepiona jak bańka do sennych porostów,

bezpiecznie żyję w niebycie.

Zapominam po prostu

że jest życie”.

 

                       Ale dosyć smutasowania kobieto. Trzymaj się!

 

Subiektywna obserwacja socjologiczna.

                         Po raz ostatni wracam do naszych wakacji w Czechach.

                        Poruszam się z trudem, często o kuli lub o lasce. To sprawia, że zwykle dostaję zniżki lub jestem wręcz zwalniana od płacenia za wstęp np. do różnych muzeów. Opcja taka oferowana jest mi spontanicznie i nigdy o nią nie prosiłam i nie proszę. Otóż w Czechach ani razu mnie to nie spotkało i nie chodzi mi o to, że chciałam skąpić nie płacąc np. 1 euro za wstęp. Absolutnie nie. Chodzi mi o stosunek społeczeństwa do inwalidów. Tym ostatnim w Czechach nie zazdroszczę.

                          To tylko tak na marginesie. Moja subiektywna obserwacja socjologiczna.

 

Czas.

Czas.Czas stoi

Czas biegnie

Czas pędzi i zwleka

Czas zwalnia, czas goni

Przez palce ucieka.

 

 

Czas poświęcony

Czas zmarnowany

Czas ważny, nieważny

Czas podarowany.

 

Czas błogi

Czas trwogi

Czas wojny i strachu

Śmierci i pożogi.

 

Czas nagły

Czas przeszły

Piękny i bezcenny.

Czas smutku, przetrwania.

Ciężki, bezimienny.

 

Czas drogi, niedrogi

Zamieniony w logo.

 

I po co?

I na co?

A wszystko dla kogo?

 

Sala operacyjna.

                               Strach, ból i cierpienie. Niemiłosiernie wlokące się godziny w oczekiwaniu na operację. Znienawidzony brzęk narzędzi chirurgicznych. Przerażenie w moich oczach. Slogany: „Zrobimy wszystko co w naszej mocy”. Poniżenie i zażenowanie. I co z tego, że wszyscy są grzeczni, mili i uprzejmi skoro czuję się tak obrzydliwie sama i samotna. Strach, strach, strach. Irracjonalny. Stres praktycznie paraliżujący moje ruchy. Bardzo zimno i bardzo nieprzytulnie. Bezradność. Całkowita bezradność. Znowu wszystko od nowa. Czekająca mnie bezsenna noc. Nowa operacja.

Jutro.

 

Czeski Raj.

                                         Czeski Raj.

U nas.

 

Czeski Raj 1.

Nasz niezwykle przystojny sąsiad.

 

                            Czeski Raj 2.

Znowu u nas.

 

Czeski Raj 3.

Czeski Raj.

 

                                Czeski Raj 5.

Czeski Raj znowu.

 

Getynga.

Weekend w Getyndze.

 

A casa.

                              Wróciliśmy do domu! Wakacje udały się wprost cudownie. Dom był położony w lesie, na odludziu, duży, wygodny i naprawdę znakomicie wyposażony. Okolica jest piękna i cicha (zdjęcia w następnej notce), absolutne zadupie w sam raz dla nas. Jest jednak co zwiedzać i co podziwiać. Pogoda dopisała wybornie.

                            Wszystkie legendarnie (przynajmniej w Belgii) śliczne Czeszki wyjechały chyba za granicę, aby poprawić mi nastrój. Dziękuję. Mężczyźni zaś wyglądają tak samo nieszczególnie jak hmmm… Polacy. Na dodatek często noszą szorty w kratkę, co rzecz jasna tylko pogarsza całość.

                             Czesi są narodem cichym i spokojnym, nie agresywni i grzeczni na drodze. Jeżdżą naprawdę zgodnie z przepisami, nie trąbią, nie denerwują się, ustępują miejsca. Drogi, te lokalne, są niestety w stanie tragicznym, a oznakowane tak źle, że trzeba sporej inteligencji, aby dojechać w zaplanowane miejsce. Nawet z GPS. Generalnie cała infrastruktura jest uboga, a domy często brudne i niechlujne.

                              Chociaż dokładnie się przyglądałam i zwracałam baczną uwagę, kiedy przejeżdżaliśmy przez liczne wioski nie zauważyłam ani jednego psa na łańcuchu przywiązanego do marnej budy. Sadyzm typowy dla Polski?

                              Jedzenie w restauracjach było całkiem dobre, chociaż odmienne od belgijskiego, a niewyobrażalnie niskie ceny oczywiście dodawały mu smaku. Na dodatek można jeść w restauracji praktycznie przez cały dzień, czyli np. o godz.16.00  co niestety w Belgii jest prawie nie do pomyślenia. Przy okazji: jak to możliwe, że przeciętny Czech może sobie pozwolić na zjedzenie obiadu wtedy gdy przeciętny Belg czy, nie przymierzając, przeciętny Francuz musi jeszcze przez kilka godzin pracować?  Niestety tzw. Customer service jest u nich w powijakach. Ewidentnie każdy, kto chce może zostać kelnerem/kelnerką i nikt nikogo nie szkoli, w jaki sposób obsługiwać i zajmować się gośćmi. Większość kelnerów wyglądała jakby była właśnie na wojnie z klientami. Dziwne. W zasadzie to oni wszyscy wyglądali na niezwykle poważnych, a uśmiech lub ukłon w stronę nieznanych ludzi uchodzi tutaj chyba za rodzaj przestępstwa. Język angielski jest popularny mniej więcej tak jak chiński, co chyba nie najlepiej świadczy o poziomie czeskiej edukacji.

                       Bardzo dużo ludzi pali papierosy.

                                             Do biznesu chyba nie przywiązuje się tutaj zbyt wielkiej wagi: sklepy w sobotnie popołudnie są zgodnie zamknięte, a wsie, miasta i miasteczka prawie całkowicie puste i wyludnione. Totalny kontrast np. z Belgią gdzie sobota jest bardzo popularnym dniem handlowym, a miasta generalnie żyją do późnej nocy.

                               Telewizja, niestety dubbingowana, a więc generalnie nie do oglądania. Btw, czy ktoś u unii nie mógłby zabronić tego haniebnego procederu?

                               Do Pragi nie dotarliśmy. Niestety, nie czułam się  aż na tyle dobrze. Mam jednak nadzieję, że jeszcze kiedyś się to zdarzy. Chociaż generalnie nie mogłam tym razem specjalnie narzekać na stan mojego zdrowia: nie wylądowałam w żadnym szpitalu, ani u żadnego lekarza! O czeskiej służbie zdrowia nie mogę więc nic napisać. Ogólnie szkoda, że wakacje już się skończyły chociaż z pewną ulgą wróciłam do porządnych, dobrych dróg i zadbanych, flamandzkich domów.

Na shledanou Czechy!