Archiwa miesięczne: Październik 2010

Konsekwencje bólu.

Ból oraz jego przeczekiwanie często powodują konsekwencje, które nie są przyjemne ani dla nas, ani dla naszych bliskich. Wśród nich wyróżnić możemy konsekwencje fizyczne, psychofizjologiczne oraz społeczne.

 

Fizyczne konsekwencje bólu

 

Ból jest czynnikiem stresogennym. Małe dawki stresu powodują, że stajemy się bardziej zmobilizowani, aktywni, a odporność ustrojowa chwilowo wzrasta. Jednak nadmierny, przedłużający się stres jest szkodliwy zarówno dla ciała jak i dla umysłu.Stres leży u podstaw wielu przewlekłych chorób(somatycznych, psychicznych). Badania współczesnej psychoneuroimmunologii zajmującej się powiązaniami pomiędzy psychiką, a systemem immunologicznym wskazują, że intensywny oraz chroniczny stres obniża odporność organizmu, wzrasta podatność na infekcje (przeziębienia, grypy), prawdopodobieństwo zachorowania na chorobę nowotworową. Ból przewlekły, czyli taki który trwa dłużej niż 3 miesiące, może doprowadzić nawet do depresji.

 

Psychofizjologiczne konsekwencje bólu

 

Ból na poziomie emocjonalnym wywołuje lęk, gniew, złość, dezorganizuje myślenie i zachowanie człowieka. Związane z bólem emocje stają się źródłem negatywnego myślenia o sobie i świecie. Ból potrafi odebrać radość z życia.

 

Ból sprawia, że jesteśmy skoncentrowani na sobie i na tym co się z nami dzieje. Gdy cierpimy to z trudnością słuchamy innych i nie potrafimy skoncentrować się na rozwiązywaniu problemów. Wszystkie wrażenia, uczucia oraz myśli są zdominowane przez doznania bólowe oraz myśli na jego temat.

 

Ból obniża nastrój oraz wyzwala niepokój. Niepokój z kolei pobudza układ wegetatywny i dlatego bólowi towarzyszy wzrost napięcia mięśniowego, przyśpieszony oddech, nieregularne tętno, potliwość, suchość w ustach czy trudności z przełykaniem. Odczucie zmęczenia, biegunki lub częste oddawanie moczu, drżenia, zawroty głowy, poirytowanie, problemy z koncentracją, ze snem oraz problemy seksualne także mogą towarzyszyć bólowi.

 

Błędne koło bólu i stresu 

Ból jako wrażenie generowane przez ciało jest łatwiejszy do opanowania niż niepokój. Nie powinniśmy pozwalać, aby ból wzmagał nasz stres i niepokój.

 

Społeczne konsekwencje bólu

 

Ból negatywnie wpływa na jakość naszych kontaktów międzyludzkich, gdy cierpimy z powodu bólu, zaczynamy wycofywać się z kontaktów społecznych. Wszelkie sprawy tracą na ważności. Stajemy się coraz bardziej drażliwi, smutni i przygnębieni. Gdy ból nie ustępuje, narasta i/lub regularnie powraca zdarza się, że życie całej rodziny zaczyna toczyć się wokół dolegliwości jednej osoby.

 

W błędnym kole cierpienia uczestniczy zazwyczaj wiele osób, ponosząc koszty przede wszystkim psychiczne, a nie rzadko również materialne. Ból sprawia bowiem, że jesteśmy mniej wydajni w pracy. Problemy z koncentracją, towarzysząca im często bezsenność powodują, że jesteśmy coraz bardziej zmęczeni. W konsekwencji spada nasze zaangażowanie i sprawność intelektualna.

 

| |

 (Na podstawie ulotki do leku APAP).

 

Skype na śmietniku życia c.d.

                                          Ponad miesiąc temu (15.09.) pisałam o przypadku bardzo ciężko chorej mojej koleżanki. No więc sytuacja się zmieniła. A. dostanie lek. Nie dlatego, że poprawiła się w Polsce sytuacja służby zdrowia, czy dlatego, że urzędnicy zechcieli Jej pomoc. Nie dlatego, że ktoś z administracji zechciał się pochylić nad chorym i potrzebującym człowiekiem. Nie, nie dlatego.

                                          Mój kiedyś bliski sercu przyjaciel zadziałał. Złamał procedury, a raczej użył swoich koneksji. Bez zastanowienia i bezpardonowo. Jest znanym i szanowanym kardiochirurgiem w dużym mieście wojewódzkim, a więc wielu, wielu ludziom zwyczajnie uratował życie i teraz to wykorzystał. Zrobił to całkowicie bezinteresownie i altruistycznie. Powtarzam to raz jeszcze: bezinteresownie i altruistycznie. A. nie widział nigdy na oczy. Otrzymał od niej bardzo skromny bukiecik kwiatów, a ja jurto wyślę butelkę dobrego szampana. Wiem, że on tego nie oczekuje, ale chcę coś, chociażby nawet symbolicznego, zrobić.

                                         Ja wiem i zdaję sobie w pełni sprawę z faktu, że działał nielegalnie, wbrew lekarskiej etyce i w zasadzie nagannie. “Nie sądźcie, a nie będziecie sądzeni; nie potępiajcie, a nie będziecie potępieni; odpuszczajcie, a będzie wam odpuszczone.” Łk 6, 37. Od razu wyjaśniam także, że nikomu lekarstwa nie zabrano tylko jakimś cudem znalazły się na nie dodatkowe fundusze.

                                        Mój przyjaciel zadziałał dla mnie, w imię „dawnych, miłych, wspólnie spędzonych razem chwil”. Ach, łza się w oku kręci… . Robię się ZBYT sentymentalna na starość. Rozstaliśmy się łagodnie, no hard feelings. A facet wart jest grzechu. Przysięgam. Nadal przystojny, inteligentny, wykształcony. Sam dostał nieźle w d*** od życia. Może stąd ta wrażliwość? Pracoholizmem zabija pustkę i samotność. Zabija myśli o jedynym, ciężko upośledzonym i fizycznie, i psychicznie dziecku, i o nieudanym małżeństwie.

Apeluję zatem: utrzymujmy dobre kontakty ze swoimi dawnymi przyjaciółmi, żonami, mężami, kochankami, znajomymi. Nigdy nie wiadomo kto, co i kiedy może dla nas zrobić. Lub my dla kogoś.

 

 Cokolwiek by to nie było.

 

Insomnia.

                   Is killing me softly. Naprawdę.

„czekam na ciebie obok tej nocy
która przysiadła na sąsiednim krawężniku
i ciemne usta podpiera
i ma postać Murzynki
chmurne oczy
na policzku cień liścia palmowego

mówię tej nocy – nie dzwoń złotem gwiazd
uspokój w falach sukni wiatr
czekaj
przecież wiesz że on przyjdzie
jak deszcz co myje włosy
wyschniętego na słońcu drzewa”.


Halina Poświatowska

Jutro.

                                 Wakacje wakacjami, wspomnienia wspomnieniami, a tu trzeba jutro iść do szpitala do kontroli. Niestety. Wykańcza mnie to i fizycznie, i psychicznie. Cała sprawa sprowadza się głównie do czekania, czekania i jeszcze raz czekania chociaż złego słowa na tutejszą służbę zdrowia nie powiem.

                                Paradoksalnie zwykle wychodzę ze szpitala bardziej chora niż przyszłam.

 

Po wakacjach.

Wróciliśmy, nie ukrywam, że z niechęcią. Wakacje udały się znakomicie. Ale ab ovo.

                                      Przed wyjazdem stoczyłam zwycięską walkę z mężem i z lekarzem domowym. Obaj, jednomyślnie zjednoczeni, próbowali wyperswadować mi wyjazd; zupełnie, ale to zupełnie wysiadł mi kręgosłup i lewa noga. Uparłam się jednak jak osioł i pojechaliśmy. W pierwszy dzień (500 km do Le Mans) podróżowałam w prawdziwej agonii i w czymś w rodzaju gorsetu, a wieczorem ledwo doczołgałam się do hotelowej restauracji. Nie mogłam jednak nadmiernie narzekać, aby nie usłyszeć „sama chciałaś”. W następne dni było trochę lepiej, z naciskiem na trochę.

FRANCJA.
                                      Autorytatywnie i bezdyskusyjnie stwierdzam, że to jest najpiękniejszy kraj na świecie, z całą pewnością na wakacje. Region, który zwiedziliśmy to Pays de la Loire ze stolicą w całkiem sympatycznie wyglądającym Nantes. Wybrzeże nad Atlantykiem pięknie, gustownie, acz skromnie zabudowane. Nie brakuje rzecz jasna obwarowanych, szczelnie ogrodzonych i niedostępnych willi, ale nie psują one krajobrazu. Nicolas i Carla, pomimo zapowiedzi, nieobecni. Nicolas był bardzo zajęty w Paryżu deportacją Romów, aby ci mogli także u siebie wcielać w życie piękne w zasadzie hasła liberté, égalité, fraternité. U siebie, czyli nigdzie. Nad oceanem piękne, szerokie, piaszczyste plaże, puste o tej porze roku. Niedaleko było centrum surfingu i nigdy, przenigdy nie widziałam aż tylu ślicznych, szczupłych i wysportowanych mężczyzn w jednym miejscu. Niech żyje multi-kulti, niech żyje mieszanie się ras i kolorów i to wszystko, co w wyniku tego mieszania się rodzi. Wszyscy oni przebierali się bez najmniejszego skrępowania na plaży, a więc gdybym tam mieszkała to chyba z nadmiaru adrenaliny zaczęłabym chodzić, a może nawet i biegać bez laski.

Sporo miejsc PUSTYCH dla niepełnosprawnych. Francja to chyba jedyny kraj na świecie gdzie tzw. zwykli ludzie bezczelnie (?), słusznie (?), bez powodu (?), nie powinni(?) sprawdzają czy zaparkowany tam samochód posiada odpowiednią kartę.

Francuzi grzeczni, mili i uprzejmi. Podejrzewam, że przeciętny mieszkaniec Francji używa 5 razy więcej zwrotów i form grzecznościowych niż przeciętny Flamand i 10 razy więcej niż przeciętny Polak.

Znakomita infrastruktura, czysto, dobre drogi i relatywnie puste autostrady (drogie!).

POGODA.

                                   Super. Około 20- 22 stopnie i tylko trzy dni deszczowe. Wietrznie, co wprost uwielbiam. Brzydka pogoda kiedyś była przez mojego męża nazywana „seksualną”, a teraz „intelektualną”. Signum temporis?

KUCHNIA.

                                    Nie bez kozery la cusine française cieszy się dobrą sławą. Jedzenie znakomite i urozmaicone. Tańsze w porównaniu z Belgią. Szczególnie w małych, wiejskich knajpkach. Dobre także i smaczne zaopatrzenie w marketach i nie mówię tylko o serach i winach (te w Belgii są dostępne), ale o zwykłym np. chlebie. Raj i prawdziwa uczta dla miłośników fruits de mer.

MY.

                                    Spędziliśmy 16 dni i nocy tylko we własnym sosie. Cudnie. Bez komputerów i bez telewizji (tylko le journal). Telewizja francuska jest dla mnie nie do oglądania; coś tam leci między niesamowicie durnowatymi reklamami. Koszmar. Tak samo zresztą radio. Obowiązek puszczania iluś tam procent piosenek francuskich jest absurdalny, chociaż lubię typowe chansons. Mój mąż również i tym razem przemycił stare szmaty i T-shirty, upodabniając się do prawdziwego kloszarda. Zdecydowana przemiana, jako chyba także forma pewnego wypoczynku, dla elegancko i raczej na co dzień dobrze ubranego mężczyzny. Kategorycznie sprzeciwia się wyrzuceniu ich na śmietnik (jest emocjonalnie związany), a ja próbowałam kilkakrotnie je „przez pomyłkę” wygotować w praniu i nic się im nie przydarzyło.

                                    Na koniec oczywiście moi w wersji powiedzmy plażowej na tle oczywiście naszego samochodu:

 

Po wakacjach.