Archiwa miesięczne: Październik 2013

Pytanie na śniadanie 2.

                        Będąc w kraju poczłapałam trochę po sklepach, kawiarniach i restauracjach. Chodziłam z mamą, siostrą oraz z siostrzeńcami. Z tymi ostatnimi jako sponsor, rzecz jasna;)

I wszędzie, naprawdę wszędzie podczas płacenia pytano mnie o końcówkę lub o końcóweczkę. Ba, na lotnisku w Krakowie podarowano mi nawet z tego powodu 2 zł.

Jak to jest, że w Belgii nikt nigdy, powtarzam: nikt nigdy tej końcóweczki nie chce?

Hmmm?

Na dodatek wydaje mi się dziwne, a nawet niedyskretne, pytanie kobiety o końcówkę.

Moi siostrzeńcy takowe posiadają, każdy własną, ale ja?


Cuda i widy.

                    Operacja nr 28 została odwołana!!! ODWOŁANA.

No ludzie.

Świństwo, które urosło mi na stopie się zmniejszyło i prawie przestało boleć. Samoistnie. Tak, samoistnie. Nikt nie wie jak i dlaczego. Ale fajnie jest.

                No to się ślepej kurze ziarnko trafiło.
Niech mnie szlag i szlak trafi, ale teraz to ja już naprawdę zacznę wierzyć w cuda i udam się z pielgrzymką (pieszą) do Częstochowy lub do Lourdes.

               Jedynie, czego mi szkoda to tego, że nie zobaczę się na sali operacyjnej z tym niewiarygodnie przystojnym chirurgiem nożnym o pięknym imieniu Giovanni. Od lat się zastanawiam nad fenomenem, jak to się dzieje, że chirurdzy i dentyści są tak diabelnie przystojni?

No cóż, nie można w życiu mieć wszystkiego.

 


Back.

                      „Dalekie trzeba podejmować podróże, kochając swoje domostwo”.(Guillaume Apollnaire).

Prawda, prawda i tylko prawda, ale wracać do domu wcale mi się nie chciało. Aktualnie jestem obrzydliwie objedzona, opita i rozleniwiona. Fajnie czasami być dzieckiem, chociaż czuję się z tym wszystkim nieszczególnie.

                 Z Brukseli do Krakowa lata tylko Ryanair, a więc z konieczności jestem zdana na tanie linie lotnicze. Do Katowic nie lata nic. Wrrrrr… . Tyle się naczytałam o chamskich i niegrzecznych latających Polakach, a tu….. nic. Miło, grzecznie i przyjemnie. Uzbrojona w broń masowego rażenia sromotnie się zawiodłam. Wszyscy ładnie stali w kolejce i czekali na samolot. Rodacy również. Zwykli pasażerowie, dobrze ubrani, wyposażeni w najnowszy sprzęt, czytający książki i gazety. Mówiący językami obcymi (wiem, ponieważ tradycyjnie podsłuchiwałam) całkiem dobrze i poprawnie.

Czy czasami ta totalna krytyka polskiego społeczeństwa nie jest na wyrost?

Może warto i trzeba napisać coś pozytywnego?

Tak dla zachęty na ten przykład?

                 
                 Dzisiaj ledwo żyję, gdyż po raz kolejny przez własny, nie ukrywam głupi i uparty upór, zrezygnowałam z asysty na lotnisku. Jestem, więc słusznie ukarana, nie narzekam w związku z tym tylko cierpię w pokorze.


 Na zdjęciu ja i mój mąż podróżujący razem po Polsce.

 Back.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Lecę!

 …….do kraju! 

                Na wielką imprezę. Mąż, niestety, będzie musiał wracać do Belgii od razu po weekendzie, ale ja zostaję na dłużej. U Mamy. Idylla. Fajnie tak raz na rok przeistoczyć się znowu w córkę, a raczej w córeczkę. Wprawdzie podstarzałą, ale zawsze. Wszystko będę miała podane, zrobione, przygotowane, ugotowane. Po bezlitosnej walce z rodzicielką będę mogła być może włożyć swój brudny talerz do zmywarki. Brzmi pięknie, nieprawda?

             Ano nie. Gdybym tam mieszkała na stałe już od dawna siedziałabym na wózku inwalidzkim, a wszystko z nadmiaru opieki i z nadmiaru matczynej miłości prowadzącej niestety do ubezwłasnowolnienia. Ale właśnie dlatego, że ta cała troska pochodzi naprawdę z serca nie buntuję się i po głębokim namyśle zaakceptowałam sytuację. Zwyczajnie nie chcę mamy ranić i tyle.

              Chorzy ludzie, rzecz jasna, potrzebują pomocy i opieki, ale także należy ich stymulować do własnej działalności. Ile tylko się da, a nawet więcej. A ja naprawdę wiem o czym piszę. Nie zagłaskiwać, nie użalać się, nie wyręczać we wszystkim. Nadopiekuńczość może bowiem odwrócić się przeciwko nawet najlepszym intencjom. Trust me.

               Przygotowałyśmy z siostrą „program artystyczny” na imprezę. Napisałam piosenkę i uwaga……. będę śpiewać, a siostra grać na organach. Raz jeszcze niech żyje i dobrze się rozwija Skype. Nieskromnie może dodam, że obje jesteśmy w tej materii (nie w Skype) uzdolnione.

              A teraz przechodzę do czynności, której serdecznie nienawidzę, a mianowicie do pakowania walizki. Nigdy, ale to nigdy nie wiem co mam zabrać i zawsze spakuję się nie tak jak trzeba. Mój mąż wie zawsze co i jak zabrać, i jest spakowany dosłownie w parę minut. Ach, ci faceci to mają jednak fajne życie.

              Tak więc miłej podróży sobie życzę, żadnych brzóz na lotnisku w Krakowie sobie nie życzę i do usłyszenia. Ciao tutti:)

 

Loser.

 Looser.Niech mi proszę

 Ktoś z was powie

 Po co komu

 Taki człowiek?

 

 Ręce lewe

 Nogi dwie i takie sobie

 Pierś kudłata

No i łupież

Wciąż na głowie.

 

Się wymądrza

Się wywyższa

No i znów udaje miszcza.

I się wzdyma

I napina

Brzuch się ledwo

W spodnich trzyma.

Rzeka słów,

Bla, bla, bla.

Tysiąc racji i obiekcji
A tu proszę

Brak erekcji.

 

Myśli sobie

Chociaż w życiu się nie przyzna

Myśli sobie

Właśnie.

Oto jest męczyzna.

 

Ziarenko ryżu.

                              Mąż w Paryżu, a ja jestem samotna jak ziarenko ryżu. I nie jest to tym razem żaden durnowaty Bognnaszek, ale status quo. Od niedzieli, aż do piątku jestem znowu sama. I już nawet nie chce mi się powtarzać, że czuję się z tym bardzo, ale to bardzo niedobrze. I wiem, że jest to odczucie stricte psychologiczne, ale RZS wtedy znacznie intensywniej mi dokucza. Może gościec także tęskni?

                     I wiem także nie ma liczyć na to, że nagle zjawi się jakiś książę na białym (albo innej maści) koniu. Zresztą wcale nie musiałby być na koniu, może przyjechać np. Ferrari, albo Porsche. A niejaki George Clooney to może nawet przyjść na piechotę;)

Nic z tego.

                    Zresztą sprawa tęsknoty za kimś z kim się żyje od wielu, wielu lat nie jest taka oczywista. Jedna z moich przyjaciółek np. mi zazdrości tego, że jestem aktualnie sama. Jej mąż prowadzi biuro obliczania podatków, pracuje więc głównie w domu. Ona jest tłumaczem i ….pracuje głównie w domu. Twierdzi, że stała obecność może być bardziej lub równie uciążliwa niż samotność. Być może. Ja nie doświadczyłam.


                     Tak więc się posmucę, łezkę sobie uronię, wina (niestety więcej) napiję, poczytam, pooglądam i poużalam się nad sobą. I jakoś zleci.
W końcu wakacje nie mogą trwać przez cały rok.

                     W rzeczy samej  „Life is full of misery, loneliness, and suffering – and it’s also over much too soon”. (Życie jest pełne nieszczęścia, samotności i cierpienia – i do tego kończy się o wiele za wcześnie). W.Allen