……. oraz istnieją GOŚCIE.
I z tymi ostatnimi mieliśmy do czynienia. Mieszana para polsko – hiszpańska. Ona wyjechała dawno temu po skończeniu iberystki w Polsce na studia do Barcelony, a on to rdzenny mieszkaniec tego miasta.
Ludzie mili, grzeczni i rozmowni. Samowystarczalni, dostosowywalni i niezależni. Dwa razy całkowicie przejęli rządy w kuchni okazując się znakomitymi kucharzami. No i chyba nie muszę dodawać, że to jest strasznie miło być gościem we własnym domu. Ciekawi świata i ciekawi innych ludzi.
Po godzinie pobytu miałam wrażenie, że mieszkają u nas od zawsze, a po następnej wszystko opanowali. Głównie to, gdzie stoi wino i piwo:).
Przebrali się idąc do restauracji. Uffff…. . Co robią szorty z przystojnych nawet mężczyzn widzę niestety codziennie. O rozchełstanych, koszmarnych koszulkach polo nawet nie wspominam. Ale nie, nie było się czego wstydzić. Na dodatek para jest wyjątkowo wręcz urodziwa.
Kilka lat temu opuścili zatłoczoną do granic możliwości Barcelonę i przenieśli się do Asturii. Żyją skromnie i po swojemu, co osobiście szanuję bardzo i doceniam. Przywieźli nam w prezencie własnoręcznie produkowane sery i wino, i przyznaję, że były wyśmienite. Oboje są wegetarianami oraz świadomie i celowo bezdzietni. Te dwie sprawy powodują niezrozumienie i prawie złość wśród starszych ciotek, a przede wszystkim wśród wszystko wiedzących wujków w Polsce. Z szacunku dla potencjalnych czytelników tego bloga nie przytoczę epitetów z jakimi kobieta się regularnie tam spotyka. I co za szczęście, że jej partner nie kuma po naszemu i nie wie jak bardzo marnuje swoje egoistyczne, bezcelowe i leniwe życie.
Pozostawili po sobie zdjętą pościel, pozbierali w ogrodzie kupy psa i nie znalazłam jednego śmiecia.
Takich GOŚCI to ja mogę, proszę szanownego państwa, przyjmować raz w miesiącu.