Archiwa miesięczne: Lipiec 2017

Bajeczka.

 Baja.Dawno temu

 Urodziło się małe światełko.

 

 Świeciło mizernie

 Wątłym płomykiem.

 

 Dobra kobieta

 Je ochraniała 

 Przed złem tego świata.

 

 Jak się nazywasz

 Pytała?

Światełko jestem.

 

Kiedyś

Dawno temu

Zgasło małe światełko.

Bezpowrotnie.


Teraz Mówi

Światełkiem byłem.


Króciutko

Ale jednak

Żyłem.



Istnieją goście…..

……. oraz istnieją GOŚCIE.

               I z tymi ostatnimi mieliśmy do czynienia. Mieszana para polsko – hiszpańska. Ona wyjechała dawno temu po skończeniu iberystki w Polsce na studia do Barcelony, a on to rdzenny mieszkaniec tego miasta.

Ludzie mili, grzeczni i rozmowni. Samowystarczalni, dostosowywalni i niezależni. Dwa razy całkowicie przejęli rządy w kuchni okazując się znakomitymi kucharzami. No i chyba nie muszę dodawać, że to jest strasznie miło być gościem we własnym domu. Ciekawi świata i ciekawi innych ludzi.

            Po godzinie pobytu miałam wrażenie, że mieszkają u nas od zawsze, a po następnej wszystko opanowali. Głównie to, gdzie stoi wino i piwo:).

                     Przebrali się idąc do restauracji. Uffff…. . Co robią szorty z przystojnych nawet mężczyzn widzę niestety codziennie. O rozchełstanych, koszmarnych koszulkach polo nawet nie wspominam. Ale nie, nie było się czego wstydzić. Na dodatek para jest wyjątkowo wręcz urodziwa.

                    Kilka lat temu opuścili zatłoczoną do granic możliwości Barcelonę i przenieśli się do Asturii. Żyją skromnie i po swojemu, co osobiście szanuję bardzo i doceniam. Przywieźli nam w prezencie własnoręcznie produkowane sery i wino, i przyznaję, że były wyśmienite. Oboje są wegetarianami oraz świadomie i celowo bezdzietni. Te dwie sprawy powodują niezrozumienie i prawie złość wśród starszych ciotek, a przede wszystkim wśród wszystko wiedzących wujków w Polsce. Z szacunku dla potencjalnych czytelników tego bloga nie przytoczę epitetów z jakimi kobieta się regularnie tam spotyka. I co za szczęście, że jej partner nie kuma po naszemu i nie wie jak bardzo marnuje swoje egoistyczne, bezcelowe i leniwe życie.

                    Pozostawili po sobie zdjętą pościel, pozbierali w ogrodzie kupy psa i nie znalazłam jednego śmiecia.

 

Takich GOŚCI to ja mogę, proszę szanownego państwa, przyjmować raz w miesiącu.



Moja samotność…..

…….się skończywszy.

                 Mąż wrócił do domu cały i zdrowy. Zachwycony, jak zwykle, amerykańską uprzejmością i zachwycony samym miastem także. Na szczęście USA to nie tylko zwolennicy aktualnego prezydenta.


A ja? Przeżyłam i żyję nadal.

                Czas spędzony samotnie wykorzystałam na czytanie, oglądanie, bałaganienie, spanie i kontemplacje. I doszłam do absolutnie odkrywczego wniosku, że czasami, podkreślam czasami, dobrze i warto się rozstać. Chociażby po to, aby docenić to się tak „zwyczajnie” posiada.

I często nie docenia.