….. jakaś jest.
Czyli “chmurno, durno, nieprzyjemnie”. Nic mi się nie chce i nic mnie nie cieszy.
Najchętniej przespałabym, zakopana gdzieś w jakiś kocach, cały dzień. Gotuję minimalistycznie, wychodzę z domu kiedy naprawdę muszę, nie otwarłam żadnej książki od dłuższego czasu. Wyłącza mi się uwaga i zainteresowanie w mniej więcej połowie nawet całkiem dobrego filmu.
Przekładam i przekładam w nieskończoność spotkania z przyjaciółkami. Jak tak dalej pójdzie to mnie w końcu oleją.
Jestem niemiła i kłócę się z mężem testując granice anielskiej wprost cierpliwości.
Nic, ale to absolutnie nic, mnie nie zadowala. Zamiast z radością to ze strachem prawie czekam na Święta.
Jestem z tego powodu bardzo, ale to bardzo zła na siebie, ale, nawet mocno próbując, niczego nie potrafię zmienić.
Ot, marazm, bierność i niemoc.