Podczas ostatniej kontroli w moim jakże ukochanym szpitalu okazało się, że mam bardzo utrudnione krążenie krwi w stopach. Na babski rozum wygląda to tak: kości stóp tak bardzo się zrosły, że krew nie ma możliwości do nich dotrzeć. Stąd moje stopki stały się jakby „obce”. Nie mam w nich czucia, bolą obrzydliwie i są stale bardzo, bardzo zimne. BTW, to tłumaczy mój ostatni upadek. A w perspektywie są następne. Upadki znaczy się.
No pięknie, Proszę Państwa, pięknie.
Na taką przypadłość nie ma lekarstwa. EWENTUALNIE może pomóc operacja.
Poprosiłam o nowe stopy. Nie mają.
Poprosiłam o eutanazję. Odmawiają.
Największy i jeden z najlepszych szpitali uniwersyteckich w Europie, a niczego pożytecznego tam nie mają.
Sama nie wiem, o co jeszcze mogę prosić.
O lekką śmierć może?
Lub o kurs nauki chodzenia bez używania stóp?
Albo o to:
