Archiwa miesięczne: Listopad 2010

Veni, vidi, żyję.

                               Raz jeszcze. Niby nie było tak źle, chociaż cały zabieg do najprzyjemniejszych nie należał. Niestety cała procedura była raczej bolesna i niemiła. Aby osiągnąć jakieś rezultaty wszystko musi zostać powtórzone 23.12.

Jak na razie ból trochę zelżał i mam nadzieję, że potrwa to jeszcze przez jakiś czas.

 

„Kiedy byłem bardzo chory opuścił mnie wstyd

bez sprzeciwu odsłaniałem obcym rękom wydawałem obcym oczom

biedne tajemnice mego ciała

 

Wkraczali we mnie ostro powiększając poniżenie”

 

                                                                                                (Z.Herbert).

 

Szpital po raz 45.

                                                   Bardzo dawno nie byłam już w żadnym szpitalu, ani nie miałam żadnej operacji. Sytuacja taka jest dla mnie nienormalna i najwyższa pora to zmienić. W czwartek idę więc na coś w rodzaju zabiegu, który ma podobno usprawnić mój kręgosłup. Na bóle kręgosłupa cierpię od stuleci, ale tak źle jak obecnie jeszcze nie było. Praktycznie nie mogę chodzić, siedzę z dużym trudem i mało śpię, gdyż w każdej możliwej pozycji kręgosłup zwyczajnie boli. Żadne środki przeciwbólowe nie działają. W czwartek anestezjolog wbije się się do części lędźwiowej mojego kręgosłupa i zrobi zastrzyk. Z kortyzonu. Niestety. Brzmi to mało ciekawie, ale podobno pomaga. Zobaczymy. W szpitalu pozostanę przez cały dzień i jedną noc. Dłużej niż „normalny” pacjent, gdyż jako pacjent podwyższonego ryzyka. Podejrzewam, że będzie to jakiś 45 mój pobyt w szpitalu.

„Quare deus optimum quemque aut mala valetudine aut luctu aut aliis incommodis afficit?” (Seneka).

Czyli : ”Dlaczego Bóg na najlepszych zsyła chorobę albo smutek, albo inne dolegliwości?”

Nie wiem.

                                                   O tutejszej, bardzo dobrej opiece szpitalnej już wspominałam. Jestem więc przyzwyczajona do nadtroskliwosci, nadopiekuńczości i zwyczajnej ludzkiej życzliwości. Generalnie to cackaja się ze mna jak ze smrodliwym jajkiem.

                                                   Ja, broń Boże, nie narzekam, ale przyznaję szczerze, że pierwszy pobyt w tutejszym szpitalu bezpośrednio po przyjeździe z Polski był dla mnie najprawdziwszym szokiem. W pozytywnym tego słowa znaczeniu. I nie mam na myśli tylko wyposażenia szpitala, ale najzwyklejsze dobre słowo, uśmiech, cierpliwość czy zrozumienie. Od profesorów medycyny począwszy, na salowych skończywszy. Takie proste, zwykłe ludzkie odruchy, które sprawiają, że człowiek jako pacjent czuje się od razu lepiej. Często wydawało mi się, że oni wszyscy tylko i wyłącznie na mnie czekają!

 Jakkolwiek naiwnie i głupio to brzmi.

 

Egoizm, a eksperymenty medyczne.

                                          Zmarł nasz znajomy. Człowiek tak niewiarygodnie zdrowy, że do maja nie posiadał nawet lekarza domowego! W czerwcu stwierdzono u niego zaawansowanego raka trzustki, który dosłownie zmiótł Go z powierzchni ziemi wprost błyskawicznie. Jeszcze tak niedawno siedzieliśmy razem przy suto zastawionym stole, umieraliśmy wprost ze śmiechu kiedy barwnie i z niewątpliwym talentem aktorskim naśladował Hillary Clinton czy Nicolasa Sarkozy (pracował w Parlamencie Europejskim blisko pana Jerzego Buzka)…. . Kiedy wróciliśmy z wakacji było już z Nim bardzo źle, aby nie powiedzieć, że tragicznie. Nie życzył sobie odwiedzin w szpitalu, gdyż chciał być zapamiętany jako zdrowy, silny, postawny i pełen życia i zdrowia mężczyzna. Co rzecz jasna z trudem i bólem akceptowaliśmy. Do końca żartował rozmawiając przez telefon. Można by powiedzieć, że los swój znosił po męsku. Jeżeli jest to jakieś adekwatne do tej sytuacji stwierdzenie, w co osobiście wątpię.

                                        Nie miał nawet pogrzebu, gdyż ciało swoje oddał medycynie. I tutaj właśnie dochodzę do sedna sprawy. Mam za to dla Niego, za ten niezwykle szlachetny gest OGROMNY, trudny do wypowiedzenia słowami, szacunek i podziw, ale nie chcę, aby mój własny mąż zrobił to samo, a nosi się on z takim zamiarem. Dyskutujemy na ten temat od lat. Nie chcę ze zwyczajnego egoizmu. Ja przecież to ciało bardzo, bardzo kocham. Potrafię sobie wyobrazić oddanie niektórych jego części na przeszczepy, ale na eksperymenty i badania medyczne? Niestety, nie potrafię. Taka sytuacja zwyczajnie mnie przerasta.Przerasta jako człowieka chyba zbyt słabego. Czy jestem z tego powodu, godną napiętnowania, egoistką? Tak, jestem. Na dodatek, zgodnie z tutejszym prawem, po upływie około 3 lat, urna z pozostałymi szczątkami wróciłaby do mnie z powrotem. Psychologicznie to tak, jakby mój mąż zmarł na nowo. Musiałabym się po raz kolejny zmierzyć z fenomenem śmierci najbliższego mi człowieka. Nie, nie i jeszcze raz nie.

                                             Wiem, wiem, nie mam prawa decydować w tej sprawie i imieniu innego człowieka i nie mam prawa sprzeciwiać się takiej decyzji, ale nie mogę, nie potrafię i nie chcę takiej decyzji zaakceptować.

Czy to jest takie trudne do zrozumienia?

 

Obłoki.

Obloki.

Gdzieś daleko

Wysoko

Niedostępnie

Tajemniczo

Oddaję się tobie cała

A ty mnie podaruj

Przepływającym obłokom.

 

Przykucnęłam na trawie

Mała

Wiotka

Strwożona

Zapominam się

I czekam

Na obecność

Na dotyk

Na ciebie

Na przepastne ramiona.

 

Gdzieś daleko

Gdzieś w niebie

Niedostępnie

Wysoko

Już mnie nie ma

Zniknełam

Życie dałam

Obłokom.

 

Gainsbourg, vie héroïque.

                                             Obejrzałam z dużą ciekawością. Film nakręcony przez zdecydowanego fana i miłośnika Gainsbourga przez co chcę powiedzieć, że nieobiektywny. Nie jest w pełni autobiografią, chociaż, rzecz jasna, opowiada o życiu i twórczości tego kontrowersyjnego twórcy. Życiu krótkim, barwnym, pełnym pięknych kobiet, papierosów i hektolitrów alkoholu.

                                          Sam Gainsbourg rewelacyjnie podobny od oryginału. Napiętnowany swoim rosyjsko-żydowskim pochodzeniem i prześladowany przez potwora „La Gueule” często wzbudzał wręcz moją litość. Kontrowersyjny, cyniczny. Prowokator, ale jak dla mnie, geniusz. Film zwariowany, poetycki, mogący powstać chyba tylko we Francji i tylko dla prawdziwych miłośników piosenki i muzyki francuskiej. Rewelacyjna Laeticia Casta jako Brigitte Bardot.

                                           Artysta zmarł w 1991 roku na atak serca „częściowo na własne życzenie” cytując Jane Birkin.

 

Według mnie Serge Gainsbourg jest nieśmiertelny chociażby dzięki temu utworowi:

  

 

 

Zdechła ryba.

                               Tak się właśnie czuję. Jak zdechła ryba.
O samotności już pisałam. O tęsknocie także. O smutku również. I o kolejnej, prawie w całości wypitej, butelce wina także.

 
Co mi pozostaje?

 
Ano poezja. I jak zawsze niezawodna MPJ:

„Meduzy rozrzucone niedbale,

 Muszle, które piasek grzebie,

I ryba opuszczona przez fale

Jak serce moje przez ciebie”.

 

                         Byle do jutra. Jutro bowiem skończy się moja samotność, a pojutrze zaczyna się w Belgii długi weekend.

Byle do jutra więc.

 

Terapeutyczny wypadek III.

                                             Kolejny odcinek tego smutnego serialu (poprzednie odcinki: 03.02.10. i 25.06.10.), a na happy end się nie zanosi. Czekam już 6 (!) miesiąc na odpowiedź. Kpiny, kpiny i jeszcze raz kpiny. Cholera raczy wiedzieć, dlaczego tak długo. Dostaję odpowiedzi, że były wakacje, że mają dużo spraw, że ciężko pracują, ale nie mogą się wyrobić. Były wakacje? Naprawdę? Szkoda, że moja choroba o tym nie wiedziała.

                             Nie dość, że jestem ciężko chora, nie w pełni sprawna, nie dość, że praktycznie cały czas cierpię, że nie mogę pracować zawodowo. Nie dość, że przeżyłam 27 operacji to jeszcze muszę zajmować się, a raczej walczyć z administracją. Określenie całej sytuacji mianem skandalu wydaje mi się zbyt delikatne.

Administracja- f*****g frustracja.

Została bodajże stworzona DLA ludzi, a nie przeciwko nim.

„Administracja (łac. administrare – być pomocnym, obsługiwać, zarządzać, ministrare – służyć), działalność organizatorska realizowana przy pomocy aparatu urzędniczego, obejmująca zakres spraw o charakterze publicznym, regulowana przez ogólne normy prawne”.(Wik.)

                           Brzmi pięknie, ale niestety tylko w teorii. Nawet nie wiem do kogo mam się aktualnie zwrócić, aby znowu się poskarżyć. Za chwile będę pisać skargi na skargi i te skargi jeszcze raz na skargi. Vicious circle. No chyba, że wcześniej rzeczywiście zwariuję.

Albo kupię sobie kałasznikowa.

 

Fragments.

Overview – 

Fragments

 

Fragments.Marilyn Monroe’s image is so universal that we can’t help but believe that we know all there is to know of her. Every word and gesture made headlines and garnered controversy. Her serious gifts as an actor were sometimes eclipsed by her notoriety—and the way the camera fell helplessly in love with her.

But what of the other Marilyn? Beyond the headlines—and the too-familiar stories of heartbreak and desolation—was a woman far more curious, searching, and hopeful than the one the world got to know. Even as Hollywood studios tried to mold and suppress her, Marilyn never lost her insight, her passion, and her humor. To confront the mounting difficulties of her life, she wrote.

Now, for the first time, we can meet this private Marilyn and get to know her in a way we never have before. Fragments is an unprecedented collection of written artifacts—notes to herself, letters, even poems—in Marilyn’s own handwriting, never before published, along with rarely seen intimate photos.

These bits of text—jotted in notebooks, typed on paper, or written on hotel letterhead—reveal a woman who loved deeply and strove to perfect her craft. They show a Marilyn Monroe unsparing in her analysis of her own life, but also playful, funny, and impossibly charming. The easy grace and deceptive lightness that made her performances so memorable emerge on the page, as does the simmering tragedy that made her last appearances so heartbreaking.

Fragments is an event—an unforgettable book that will redefine one of the greatest stars of the twentieth century and which, nearly fifty years after her death, will definitively reveal Marilyn Monroe’s humanity.

Biography

 

Marilyn Monroe was the defining actress of her age. Acclaimed for her performances in Some Like It HotThe Seven Year Itch, and many other films, Monroe also studied with Lee Strasberg at the Actors Studio. She died in 1962.

 

 

 

                                Przyznaję się od razu, że podeszłam do książki bardzo nieufnie. Co też Ona, poza plotkami, może mieć ciekawego do powiedzenia? A tu miła niespodzianka. Il faut se méfier des apparences d’un individu. Książkę przeczytałam wprost jednym tchem.

                        Ciekawie, barwnie, lekko i interesująco napisana. Ładnym językiem.
Sama Marilyn okazuje się być inteligentną, (nad)wrażliwą kobietą. Piękna i sprowadzona, głównie przez mężczyzn, do roli przedmiotu, zabawki i ozdoby jednocześnie. Z dużym biustem jako największą atrakcją. Ten psychiatra na ten przykład, który dokładnie bada Jej piersi w poszukiwaniu guzów! Litości! I pełno tego typu przykładów.

                       W ogóle nie miałam pojęcia, że aktorka pisała także wiersze. Delikatne, kobiece, pełne obaw i skrytych marzeń.


                       Dopiero teraz zdałam sobie sprawę jak bardzo była sama i samotna wśród tego tłumu, który prawie nieustannie Ją otaczał. Nikt Jej nie pomógł, kiedy pewnej nocy sięgnęła po zbyt dużą dawkę środków nasennych. Niestety nikt.

Smutna w sumie książka, ale warta polecenia.

 

Spotkanie. 28

Spotkanie.

Jesteście już tam

Gdzie nas jeszcze nie ma.

 

Wielcy i sławni

Mali

Przegrani

Mocni i słabi

Przykryła was ziemia.

 

Spokojni

Uśpieni

Szczęśliwi

Bez bólu

Bez troski

Bez zmartwień

Bez nazwisk

Bez imion

Bez ubrań

Nadzy

Bez łask.

Śpijcie i trwajcie

Nie macie już szans.

 

Tam gdzie jesteście

Tam gdzie was nie ma

Zmierzamy

Kroczymy

Dzień za dniem

Do końca

Do ostatniego tchnienia.

 

Śpijcie i trwajcie

Wciąż macie czas.

Jutro?

Pojutrze?

Za moment?

Spotkamy was w nas.