Archiwa miesięczne: Kwiecień 2017

Uprzejmie dziękuję rodzino.

                 Za to, że zamiast telepać się przez pól Europy do Polski (pisałam) pojedziemy sobie na kilka dni do hotelu w okolicach Trier. Hotel oferuje bogatą gamę usług wellness i chociaż żadne z nas nie jest specjalnym miłośnikiem tego typu atrakcji postanowiliśmy spróbować.

                 W Trier już kiedyś byliśmy. Pamiętam ładne, historyczne i najstarsze bodajże miasto w Niemczech uroczo położone wśród winnic. Oby tylko pogoda dopisała.


                 Prawdę mówiąc jest mi przykro, że mojej rodzinie jest za daleko do Belgii. Od wielu, wielu lat, nie spędzimy długiego, majowego weekendu w Polsce……. . Ale cóż, postanowiliśmy być asertywni i traktować ich dokładnie tak samo, jak oni nas.

Czy przyniesie to pożądany skutek?


             Nie wiem. Mąż twierdzi, że absolutnie nie. No cóż, pożyjemy, zobaczymy…. . Albo i nie.

 P.S.

             Jeszcze tylko nielegalnie połknę kortyzon, wrzucę parę szmat do torby i auf Wiedersehen Belgio.

 

Dzisiaj jest…..

…………19. kwietnia (jakby ktoś przypadkiem nie wiedział), a ja za chwile wychodzę w ciepłym, pikowanym płaszczu, zimowych kozakach nie zapominając oczywiście o gustownie dobranych rękawiczkach oraz równie gustownym ciepłym szalu.


Zimno sakramencko.


                 Z Freiburga wróciliśmy wczoraj późnym wieczorem. Było jak zwykle znakomicie, chociaż pogoda absolutnie nie dopisała. Gospodarze oferują gościnność na najwyższym poziomie. Dom jest olbrzymi, wi
ęc dostajemy do swojej dyspozycji coś w rodzaju własnego mieszkanka. Luksus? Tak, ale jakże przyjemny. A w mieszkanku
butelki z wodą, ciasteczka i expres do kawy.

                    Otoczeni byliśmy opieką, ale nie nadopiekuńczością. Żadnego zmuszania do jedzenia. A żarcie jest u nich wyborne dzięki multi-kulti oczywiście. I niech żyją włoskie, tureckie, polskie i marokańskie sklepy.
Posiłki podane są bardzo ładnie i estetycznie, a wina świetnie dobrane i o odpowiedniej temperaturze.

                   Gospodarze rozmowni, ale nie gadatliwi, ciekawi świata i ciekawi swoich gości. Pozwalają mówić, co według mojego doświadczenia, nie jest znowu takie oczywiste dla wszystkich.

                   Bez problemu dostosowują się do gości. Kiedy szliśmy na spacer, to szliśmy moim tempem. Bez narzekania, że się tak musimy wlec w deszczu. Mogłam w każdej chwili się położyć i nikt nie utyskiwał, że właśnie chce podać np. zupę. Ani razu nie zagrał telewizor. Kiedy chcieliśmy być sami to po prostu byliśmy, a kiedy oni potrzebowali chwili odosobnienia to ją zwyczajnie mieli.

I teraz odkrywam Amerykę pisząc, że przyjemnie się przebywa w towarzystwie par, które się lubią, szanują i kochają, a ci dodatkowo stanowią udany duet zawodowy (dentystka i ortodonta).

                     Doceniam ogromnie dobór restauracji gdzie do toalety nie trzeba iść po stromych schodach.


No świetnie, świetny pobyt i świetni ludzie. Następne spotkanie odbędzie się w lipcu. Już nie mogę się doczekać.

Naprawdę.



Skorupa.

Skorupa. Nie pęka.

  Twardo

  Oddziela przestrzeń

 Od duszy.



 A ta usycha powoli

 Z pragnienia.

 

 Jeszcze ostatkiem sił

 Być może

 Spróbuje się wydostać.

 

Ale skorupa

Nie pęka

I coraz mocniej

I mocniej

 

Oddziela duszę

Od przestrzeni.

 

Posamotnienie. Finito.

                  Mąż wrócił szczęśliwie do domu w czwartek około północy, tak więc moja Хождение по мукам się skończyła.

Centrum kazała mi się samotnić no to się samotniłam.

Oto moje osamotnione dokonania:

– pożarłam dwa spore lunche z przyjaciółkami. Przepyszne! Do każdego wypiłam lampkę cavy i lampkę białego wina. A że nie jestem przyzwyczajona do dużego jedzenia i picia alkoholu w południe to czuję się do dzisiaj najedzona. Dodatkowo – nie musiałam wcale prawie gotować

– jadłam także masło czego prawie nigdy nie robię i czytałam gazety podczas jedzenia.

– zaczęłam czytać dwie książki, ale niestety obie odłożyłam z braku zainteresowania nimi.

Niestety, niestety coraz częściej spotykam się z tym problemem.

- mamy Netflix obejrzałam więc 3 filmy  (Taken 1,2,3)z moim ulubionym Liam Nesson. A filmy? Żadna rewelacja, ale dobre na posamotnienie.

– umyłam lodówkę i jestem z tego niezwykle dumna. Nie będę ukrywać, że absolutnie nie cierpię tego robić, ale cóż c’est la vie i ktoś musi.

– kupiłam dwie pary spodni i dwie koszulki do nich, a także ten słynny jumpsuit. Ładny, szary, jednokolorowy i niewyglądający jak piżama, ale teraz mam dylemat: jak się w tym czymś sika?

– robi się ciepło i powinnam zrobić pedicure. Lubię je mieć, ale nie lubię robić…trudno jednak mieć bez robienia. No pain, no gain. Wiadomo. Odłożyłam więc na później. Intencja była, ale stopy wyglądają nadal koszmarnie.

                 Mąż wrócił zmęczony, ale zadowolony z wyników i z przebiegu konferencji. A ja byłam zadowolona z mojego samotnienia się.

 

Konkluzja? Może jednak powinien wyjeżdżać częściej? (Gupi żart).